czwartek, 29 stycznia 2015

Kruk (1963) reż. Roger Corman

Każdy, kto zna Edgara Allana Poe, zna też jego najbardziej rozpoznawalne dzieło - wiersz pod tytułem "Kruk". Nie co dzień widzi się też, aby ktoś postanowił dokonać filmowej adaptacji wiersza. Roger Corman pokazuje, że można.

Ok, może trochę przesadzam, bo podobnie jak inne filmy z tej Cormanowskiej serii, ten również jest luźno oparty na motywach zaczerpniętych z dzieła poety.
Doktor Craven jest synem nieżyjącego już, wielkiego czarodzieja. Pewnego wieczoru przybywa do niego zamieniony w kruka doktor Bedlo. Prosi on go o pomoc w odzyskaniu ludzkiej postaci i zemście na złym czarnoksiężniku - Skarabusie.
Nie rozpisując się zbytnio dodać mogę, że jest to maksymalnie kiczowata historia o czarownikach, podana z dużą dawką humoru. Tak, ten film jest komedią. Fani Edgara zapewne będą w szoku, zwłaszcza kiedy powiem, że ów film Cormanowi się jak najbardziej udał. Jest to też najbardziej znany film z całego tego cyklu.

Lekkość fabuły wcale nie przeszkadza Cormanowi w żonglowaniu motywami z wiersza. Klimat chwilami, co prawda powiewa mrokiem, ale idzie bardziej w kierunku przyjemnego fantasy z pocieszną, typowo komediową muzyką.

Aktorzy spisali się dobrze. Tylko dobrze. Vinnie Price, jasne chwilami ma frajdę z komedii, lecz przez większość czasu gra bez większego zaangażowania. Razem z nim powrócił Peter Lorre, w roli tchórzliwego doktora Bedlo. Mamy także Borisa Karloffa, jako złego doktora Scarabusa. Całkiem nieźle udaje mu się przechodzić z "czarującego starszego pana" w żądny władzy czarny charakter i, swoją drogą miło jest widzieć, że na starość wciąż przypadały mu role w solidnych produkcjach. Wiele innych gwiazd kina grozy lat 30-40 tyle szczęścia nie miało. Ale czym byłby "Kruk" Poego bez Lenore. W tej roli piękna Hazel Court i , matko, jakież z niej wredne babsko! Dla władzy i bogactwa zrobi wszystko!

Warto też wspomnieć, że widzimy tutaj młodziutkiego Jacka Nicholsona.
Efekty specjalne tutaj są - jakby to powiedzieć - umowne. Ale odnieść można wrażenie, że całe to tandeciarstwo jest zamierzone i komponuje się z całością idealnie.
Jedyne za rzuty to, że aktorzy nie dali z siebie wszystkiego. Poza tym, gdzieś na początku trzeciego aktu akcja filmu zwalnia na jakiś czas potwornie i trzeba przebrnąć przez ten krótki moment nudy. Później film rekompensuje to nam z nawiązką pomysłowym i zabawnym pojedynkiem czarowników. 

Jak na adaptację E. A. Poe, to film jest dziwny. Nie jest to coś czego ktokolwiek by się spodziewał. Niemniej jednak jest to film godny uwagi i jeden z lepszych jeśli chodzi o cykl. I przy okazji, jedno z głównych źródeł inspiracji dla Tima Burtona.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz