piątek, 30 stycznia 2015

Suspiria (1977) reż. Dario Argento

Włoskie kino grozy jest czymś, co odkryłem zupełnie przypadkowo i było to coś, co udowodniło mi, że mało jeszcze w życiu widziałem. Na taki typowy włoski film grozy składają się trzy cechy: odrealniona, oniryczna atmosfera rodem z sennego koszmaru, niesamowicie krwawe, groteskowe i imponujące sceny gore (budżet nie ma tu nic do rzeczy), oraz absurdalna do granic możliwości, lub banalna fabuła, która jest tylko pretekstem do dwóch powyższych.
Jednym z najważniejszych reżyserów tego nurtu jest Dario Argento, i to jego najpopularniejszym filmem zajmiemy się dzisiaj. A takowym jest "Suspiria".

Pierwsze co rzuca się w oczy to stylistyka. Reżyser czerpie odrobinę z "Gabinetu doktora Caligari", ale stawia na użycie kolorów. Każde pomieszczenie, czy budynek jest wzorzyste i kolorowe. Oświetlenie również. Najczęściej plany skąpane są w krwisto-czerwonym blasku. Argento przeskakuje pomiędzy wykreowanym przez siebie baśniowym klimatem, do atmosfery sennego koszmaru. Nawet sceny morderstw są tutaj piękne, nawet przemoc przedstawiona jest w artystyczny sposób.

Następną w kolejności mamy muzykę. "Suspiria" przedstawiła mi, mój ukochany zespół Goblin. Kilkukrotnie pracowali oni z Argento i komponowali niesamowite soundtracki do jego filmów. Brakuje mi słów na opisanie tego soundtracku, więc posłuchajcie sami.
Jedyny problem z muzyką jest taki, że składa się ona właściwie z czterech motywów, z czego jeden jest boleśnie nadużywany. Stylistyka i muzyka najlepiej współgrają ze sobą kiedy nasza główna bohaterka przechodzi przez szkolny labirynt.

Fabularnie film jest dość nierówny. Tutaj właśnie więcej mamy baśni, aniżeli horroru. Historia jest prosta, a momentami wręcz naiwna. Chwilami wydać się może, że jest ona całkowicie na marginesie. Zdarzają się sceny, które nie mają zbytniego sensu. Niemniej jednak, filmowi można to wybaczyć, przez wzgląd na jego odrealnioną atmosferę. Mamy również tajemnicę, której strzeże nienamacalne, wszechobecne i wszechwiedzące zło, co czyni całość jeszcze bardziej nieprzewidywalną. Takim jakimi są senne koszmary. 

Przejdźmy do głównej bohaterki. Ta, przyznać trzeba, jest kartonowa. Mógłbym powiedzieć, że to wada, ale tak nie uczynię. Jessica Harper, może i wygląda w tej roli jak ta "dobra księżniczka z bajki" i na początku jakby tak jest, ale jej zadaniem jest bycie taką czystą kartą, by każdy mógł jej oczami oglądać cały ten odrealniony świat. Do tego mamy paradę ekscentrycznych i z lekka groteskowych postaci drugoplanowych. To czyni, że "Suspiria" staje się odrobinę, jak jakaś groteskowa wersja "Alicji w Krainie Czarów".

To, co zawodzi najbardziej, to ostatnia scena. Finał jest błyskawiczny i rozegrany zupełnie bez pomysłu. Wszystko dzieje się tak szybko, że nie ma tu mowy o jakimkolwiek budowaniu napięcia.

"Suspiria" to specyficzny film. Dario Argento, kreuje nam piękną wizualnie, oniryczną baśń dla dorosłych, z lekko kulejącym scenariuszem. Mamy tu wszystkie charakterystyczne dla Argentego elementy. Nie odpuścił sobie nawet mordujących rąk w rękawiczkach, czyli wizytówki giallo. Film ma swoje plusy i minusy, ale jest pozycją godną polecenia, i też będzie to coś, czego nie zobaczycie nigdzie indziej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz