poniedziałek, 26 stycznia 2015

Przedwczesny Pogrzeb (1962) reż. Roger Corman

"Przedwczesny pogrzeb"...
Muszę przyznać, że książkowego oryginału nigdy nie czytałem. O istnieniu filmu dowiedziałem się bardzo późno i przez przypadek. Roger Corman przedstawił ten film w "Trailers From Hell". Historia prezentuje się następująco: Między Cormanem a wytwórnią American International doszło do pewnej sprzeczki, co doprowadziło do tego, że kolejna Adaptacja E. A. Poe kręcona była niezależnie. Przez zerwanie kontaktu z wytwórnią reżyser nie mógł obsadzić w głównej roli Vincenta Price'a.

Wszystkie niedogodności mocno odbiły się na tej, trzeciej już adaptacji poety z Baltimore.
Zacznijmy od zarysu fabuły. Głównym bohaterem jest Guy Carrel. Przekonany, że jego ojciec został pochowany żywcem, boi się, że sam dostanie ataku katalepsji i umrze w podobny sposób. Jego żona i przyjaciele starają się pomóc mu ten lęk zwalczyć, ale Guy popada w coraz większą paranoję.

Richard Matherson, odpowiedzialny za scenariusze do większości adaptacji, w związku z wyżej opisaną historią, również musiał zostać zastąpiony. Tempo filmu zdecydowanie zwolniło, w porównaniu z pozostałymi adaptacjami, a nowi scenarzyści, i sam Corman chyba, całkiem pogubili się w swoim B-klasowym kiczu. Ale po kolei.
Wszystkie, całkowicie powstałe w studiu plany wyglądają cudnie. Ach, ta sztuczna mgła! Czyli standard.
Niestety najbardziej cierpi historia, a ta pociągła za sobą cały klimat poprzedników. Obsesja Guya na początku jest intrygująca, ale gdzieś od połowy filmu zaczyna z lekka popadać w absurd. Buduje on dla siebie specjalną kryptę, z wyposażeniem schronu i tysiącem przejść, przez które mógłby się wydostać. Mało, że buduje to mauzoleum sam, to jeszcze zastanawia mnie jak, u licha, działają te wszystkie mechanizmy. Tego typu naiwne i głupawe pomysły jeszcze bardziej pozbawiają film klimatu.

Jeśli chodzi o aktorów to wypadło przeciętnie. Nikt jakoś specjalnie tutaj w pamięć nie zapada. Jest to pierwszy film z serii, w którym wystąpiła Hazel Court. Owszem, jest piękna, ale w tym filmie nie daje z siebie wszystkiego.
Ale, chwila - kto zastąpił Vincenta Price'a? A no, rola ta dostała się Rayowi Millandowi. Sam Corman stwierdził, że nadawał się on do tej roli bardziej niż Price, w co trudno jest mi uwierzyć. Choć zastąpił Vinniego godnie, to jednak nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ta rola jest pisana pod kogoś innego, że na tym miejscu miał być ktoś inny. Niemniej jednak tworzy on znakomicie obraz nękanego przez strach człowieka, powoli popadającego w szaleństwo.

Jest to najsłabszy film serii. Corman zwyczajnie zgubił dobre elementy swoich filmów podczas tej niezależnej produkcji. Niemniej jednak, widać tu pewne przebłyski geniuszu. Niektóre motywy, czy sceny wciąż dają radę. 
Historia ta ma koniec taki, że pod koniec prac nad „Przedwczesnym Pogrzebem”, reżyser i wytwórnia pogodzili się i wspólnie wydali film, by później powrócić do formy przy następnych adaptacjach.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz