sobota, 24 stycznia 2015

Zagłada domu Usherów (1960) reż. Roger Corman

Ach, Roger Corman! Wielu zna go jako twórcę B i C-klasowych śmieci, jednakże jego zasługi dla kinematografii są niezrównane. To właśnie w jego filmach pierwsze kroki stawiał Jack Nicholson i James Cameron i to u jego boku Francis Coppola zaliczył swój reżyserski debiut. Pojawiali się u niego także kompozytorzy muzyki filmowej, którzy później zbierali Oscary. Choć dziś ma on na swoim koncie olbrzymią liczbę śmieci, tak swoimi adaptacjami Edgara Allana Poe pokazał, że nawet z małym budżetem, w ciągu tygodnia (albo mniej) można nakręcić piękne, gotyckie i nastrojowe kino grozy.

Pierwszym filmem z serii adaptacji był "The House of Usher". Na wstępnie należy zaznaczyć, że jest to luźna adaptacja "Zagłady domu Usherów". Fabuła przedstawia się tutaj następująco: Nasz główny bohater - Philip Winthrop przybywa do starego domu Usherów z zamiarem wzięcia ślubu z Madeline Usher. Jej brat, Roderick (w tej roli Vincent Price) jest temu przeciwny. Twierdzi on, że dom oraz cały ród Usherów jest przeklęty przez grzechy jego przodków. To prowadzi do swego rodzaju psychologicznego pojedynku pomiędzy Whintropem, a Roderickiem.

Można pokręcić nosem, że w opowiadaniu jest zupełnie inaczej... tylko po co? Zmiany nie przeszkodziły Cormanowi w wykorzystaniu poszczególnych motywów opowiadania i to w dość kreatywny sposób. O ile cała fabuła została zmieniona, tak reżyserowi udało się uchwycić jego klimat. Mroczna, tajemnicza, pesymistyczna atmosfera z szczyptą obłędu bije z ekranu niemal od pierwszej sceny. Największym atutem całości jest jednak to, że nie wiemy czy to wszystko zbiegi okoliczności, czy sprawka upiorów przeszłości, czy też może paranoja jednego człowieka.

Jeśli chodzi o scenografię i kostiumy to film wygląda powalająco, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę jak niskim budżetem Corman dysponował i w jak krótkim czasie kręcił ten film  (Raptem 2 tygodnie). Dom Usherów jest przesycony mrokiem i gotykiem i ten styl utrzyma się również przez inne, późniejsze adaptacje.

Aktorów w filmie było tylko czterech i wszyscy spisali się znakomicie, ale i tak zostali przyćmieni przez Vincenta Price'a. Jego Roderick Usher to postać przepełniona pesymizmem, zaślepiona swoją obsesją i bezwzględna w swoim działaniu. Mark Damon jako Philip Whintrop też był w porządku, choć jego postać jest bezbarwna.

Mimo wszelkich zmian względem pierwowzoru, w mojej opinii, film nic nie traci. To nastrojowe, gotyckie kino grozy zrobione z szacunkiem dla Poego, przy czym Corman nie bał się zrobić jej w swoim stylu. Nikt nie powinien być zawiedziony, zwłaszcza, że klimat dzieł poety z Baltimore trudno jest oddać na taśmie filmowej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz