piątek, 30 stycznia 2015

Nosferatu: Symfonia Grozy (1922) reż. F. M. Murnau

Czemu by nie rzucić okiem na prawdziwy klasyk kina grozy?
Mowa tu oczywiście o "Nosferatu: Symfonii Grozy" Friedricha Wilhelma Murnaua. Bez tego filmu zapewne horror wampiryczny nigdy nie byłby tym czym jest, wykluczając "Zmierzch", oczywiście.
Każdy przynajmniej o tym filmie słyszał. To prawdziwa legenda, nakręcona przez legendarnego reżysera. Był to też mój pierwszy kontakt z kinem niemym i objawił mi on ukochany przeze mnie "niemiecki ekspresjonizm".

Na wstępie warto zaznaczyć, że jest to bardzo luźna adaptacja "Draculi" Brama Stokera. Murnau nie otrzymał bowiem praw do ekranizacji, a co za tym idzie - imiona postaci uległy zmianie. Dlatego Nosferatu w filmie nie nazywa się Dracula, a Hrabia Orlock.
Naszego demonicznego Hrabiego zagrał oczywiście Max Schreck, który to stał się już legendą samą w sobie. Na jego charakteryzację składały się jedynie długie pazury i kły. Warto też nadmienić, że przez cały okres trwania filmu nie widzimy, aby mrugał on oczami. Przyznać trzeba, że jego kreacja, nawet po upływie tylu lat wciąż jest bardzo niepokojąca. Zrobił on swego czasu tak wielkie wrażenie, że powstało wiele plotek, jakoby Schreck faktycznie był wampirem. Nie ma co, pozostanie on bardzo tajemniczą postacią. Informacji na jego temat można znaleźć niewiele, a i żaden inny film z jego udziałem nie zachował się do dzisiejszych czasów.

Reszta aktorów zagrała w sposób bardzo teatralny. Nie ma w tym nic złego, wprost przeciwnie. Wypadło to naprawdę dobrze, w zestawieniu z odrealnioną, oniryczną atmosferą całości. Jest to też element, który już na zawsze związał się z horrorem wampirycznym i wiele filmów, nawet teraz kreuje podobny klimat. Przemawiają za tym piękne zdjęcia, między innymi pokazanie nam polipa pod mikroskopem, rośliczki wraz z całą masą innych żyjątek nawiązujących do wampirów, oraz dziwna więź łącząca naszego Nosferatu z żoną Huttera, naszego głównego bohatera.

To, co mi się rzuciło w oczy to fakt, że do finału dochodzi tak szybko. Nie ma zbytniego budowania napięcia. Po prostu przychodzi i odchodzi szybko. Ale za to dostajemy ikoniczną już scenę z cieniem wampira.

Film postarzał się, oczywiście, ale wciąż urzeka swoją niepokojącą atmosferą. To jedna z filmowych biblii horroru o wampirach i świetna gotycka historia. Jeśli przebrniecie przez fakt, że film jest niemy to nie będziecie rozczarowani. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz