Rzućmy okiem na nieco inną szaloną klasę B. "Captive Wld Woman" to film, który był na dobrej drodze do stania się czymś naprawdę dobrym. Mimo iż sam w sobie jest solidnym B, wątpię by komuś zapadł w pamięć.
Jest to pierwszy film Universala, w którym wystąpił John Carradine w roli większej, niż gdzieś w tle. Gra on tutaj szalonego naukowca (no bo jaki on mógłby być?), który wykrada z cyrku wielką gorylicę i wszczepia mu część mózgu jednej z pielęgniarek, co w jakiś sposób ją w uroczo wyglądającą kobietę. I nie ukrywam, pomysł daje dużo możliwości, jednak film jest tak krótki, że ciężko oczekiwać satysfakcjonującego rozwinięcia tego wątku.
Pierwsza połowa filmu to przedstawienie ekipy cyrkowej, owej gorylicy, kradzież jej, następnie operacja. W międzyczasie oglądamy długą scenę z ujarzmianiem zwierząt. Eksperyment oczywiście się nie udaje bo owa, powstała w eksperymencie kobieta staje się zazdrosna o tresera lwów i to w jakiś sposób sprawia, że znowu przemienia się powoli w goryla.
Charakteryzacja w filmie daje radę. To w końcu Jack Pierce. Sam Carradine, którego darzę sympatią, nie zawodzi w filmie i jest w sumie jedynym aktorem, którego zapamiętałem. Sceny z ujarzmianiem lwów i tygrysów są naprawdę dobrze nakręcone i zdaję sobie sprawę jak trudne i niebezpieczne musiało być kręcenie ich. Problem polega na tym, że zajmują bardzo dużo z tej godziny trwania filmu. Sam wątek przemiany jest potraktowany bardzo po macoszemu, jak zresztą wiele innych rzeczy. Film zdawał się lecieć na złamanie karku.
Ma niezły klimat i chwilami bywa pomysłowy, a sam pomysł naprawdę mi się podoba... mimo iż jest to kolejna historia z szalonym naukowcem i transplantacja mózgu. Który to już film?
Jako rozrywka sprawdza się, ale wątpię by wywołał u kogoś większe emocje. To typowe B do obejrzenia i zapomnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz