"Frankenstein spotyka Wilkołaka". Brzmi jak tytuł komiksu lub filmu klasy B... i jest. Kiedy usłyszałem o tym filmie w mojej głowie narodziła się myśl, że będzie to głupia i naciągana dokrętka... i częściowo miałem rację.
Ktoś wpadł na chlubny pomysł by złączyć ze sobą losy Człowieka Wilka z potworem Frankensteina, bo przecież jeśli da się zarobić na filmie o jednym kultowym monstrum, to na filmie o dwóch zarobisz jeszcze więcej.
Kontynuuje on wątki z "Ducha Frankensteina" i "Wilkołaka". Lawrence Talbot zostaje obudzony z grobu przez dwójkę rabusiów i wraz z cyganką Maleevą podróżują do zamku Frankensteina, by ten jakoś wyleczył Lawrence'a z wilkołactwa. Nasz Człowiek Wilk przy okazji ciągle mówi jak bardzo chce umrzeć i prawie do końca serii mu się już to nie odmieni. Tak, to nie ma żadnego sensu, ale co to jest ciągłość fabularna.
Lon Chaney Jr. powraca jako Lawrence Talbot i wciąż spisuje się bardzo dobrze, oczywiście na tyle, na ile pozwala mu scenariusz.
W rolę Potwora Frankensteina wciela się Bela Lugosi, co jest dość ironiczne, bo pierwotnie to on miał być zarówno Draculą jak i potworem Frankensteina. Ale nie w tym rzecz. Obsadzenie go w tej roli, jest całkowicie logiczne, bo teraz potwór, w wyniku wydarzeń z "Ducha Frankensteina" ma mózg Ygora, który był grany przez Lugosiego. Tu pojawia się jednak pewien problem. Potwór w tym filmie jest ślepy (co nie przeszkadza mu pokazywać czegoś palcem), ale nie mówi. Pomimo nowego mózgu jego zachowanie się nie zmieniło. A pierwotnie Potwór Lugosiego miał normalnie mówić, ale wszystko to zostało wycięte z filmu w ostatniej chwili. Są nawet scenki, gdy monstrum rusza ustami, ale nie słyszymy jego głosu.
Dlaczego tak postąpiono? Nie mam pojęcia, ale to było jedno wielkie podcinanie skrzydeł. Brakuje także interakcji między Lawrencem a monstrum, bo ten drugi został prawie całkowicie zmarginalizowany.
Pomimo, że film od strony scenariusza to kuriozum, skłamałbym mówiąc, że z seansu nie można czerpać przyjemności. Film ogląda się bardzo dobrze. Nie jest to ten sam poziom frajdy co "Duch Frankensteina", ale jest blisko i raczy całkiem mrocznym klimatem.
Na koniec dostajemy, trochę krótka, ale satysfakcjonującą konfrontacje dwóch potworów. Jasne mogło to być coś lepszego ale, lepsze to niż nic.
Możliwości były wielkie, brakło tylko kogoś kto byłby w stanie to wszystko lepiej zaplanować. Rozczarowanie było spore, ale to wciąż porządny film i z całej trylogii crossoverów z potworami wypada najlepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz