"This is an Inner Sanctum. A strange, fantastic world controlled by mass of living, pulsating flesh... the mind. It destroys its thoughts, creates monsters, commits murder. Yes, even you, without knowing, can commit murder..."
Prof. Norman Reed podczas swojej podróży po południowych morzach zakochuję się w egzotycznej miejscowej kobiecie, należącej do kultu. Przywozi ją ze sobą i stara się oduczyć jej wiary w przesądy. W międzyczasie Normana próbuje uwieść przyjaciółka z pracy. Gdy zostaje odrzucona, postanawia zrujnować reputację profesora i zmusić jego żonę do wyjazdu.
Drugi film "An Inner Sanctum Mystery" spod ręki Reginalda LeBorga to całkiem solidna mieszanka dramatu, kryminału i dreszczowca. Fabuła do niczego odkrywczego nie należy, ale miejscami potrafi zarzucić zmyślnym wykorzystaniem tematu i porządnym zakończeniem. Bo czy to tylko zbieg okoliczności, czy w przesądach coś jednak jest? Tak czy owak, mimo że historia jest prosta, a wręcz banalna, to cieszyłem japę do ekranu.
Film ma niezły klimat, głównie za sprawą muzyki, mimo iż część z niej to motywy wzięte z innych filmów Universala. Podobnie jak w "Calling Dr. Death", słyszymy tu i tam myśli głównego bohatera.
Lon Chaney ponownie jest niezawodny, a tym razem towarzyszy mu inna gwiazda Universala - Evelyn Ankers w roli wrednej Ilony.
"Weird Woman" dostarczyła mi mnóstwo frajdy. To kolejny typowy dla lat 40stych film - albo się wciągniesz, albo wynudzisz, ale film i tak jest o wiele lepszy od swojego poprzednika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz