W roku 1999 warstwa ozonowa Ziemi ulega degradacji. Connor McLeod po otrzymaniu Nagrody wykorzystuje wiedzę największych naukowców świata by stworzyć tarczę chroniącą przed światłem słonecznym, które jest tera zabójcze.
W roku 2035 jako starzec, podczas oglądania opery przypomina sobie swoje PRAWDZIWE pochodzenie. Przypomina sobie jak był buntownikiem w Odległej Przeszłości i został wygnany w przyszłość wraz z innymi rebeliantami... i tak oto zaczęła się walka Nieśmiertelnych.
BTW Ramirez też tam jest. Później do tego wrócę.
Tu film popełnia swój największy grzech. W zestawieniu z poprzednim filmem to wszystko nie ma sensu. Nieśmiertelni rodzili się w różnych epokach. Nie byli zsyłani. Mieli rodziny. Poza tym, czemu McLeod i Ramirez nie poznają się w średniowieczu, skoro brali udział w tym dziwnym rytuale w Odległej Przeszłości i walczyli w tej wielkiej rebelii?
To jeszcze nic. Kinowa wersja, którą można znaleźć już tylko na VHSach mówi, że Nieśmiertelni to wygnańcy z planety Zeist. Kosmici!
W rezultacie nasz bohater stanie do walki z chciwą korporacją, która nie chce wyłączyć tarczy, mimo iż warstwa ozonowa się zregenerowała, no i z nieśmiertelnym z innego świata.
Fabuła "Nieśmiertelnego II" nie ma sensu nawet jako odrębna całość. Nasz złoczyńca, Generał Katana wysyła swoich przydupasów by zabili starego McLeoda, ponieważ... nie wiem. Motywacje naszego złoczyńcy są niejasne i pozbawione sensu. Żeby było śmieszniej, film sam tę lukę fabularną wytyka i to dwukrotnie. Najpierw sługa Katany mówi mu, że nie ma sensu zabijać McLeoda bo jest stary i sam zapije się na śmierć, a potem sam McLeod go wyśmiewa i nazywa durniem.
Nasza dystopijna metropolia jest ekstremalnie kiczowata - trochę "Mad Max" spotyka "łowcę Androidów" - a niektóre rzeczy podchodzą pod surrealistycznie głupie. Film instruktażowy w samolocie to najlepszy przykład. Miał to być akcent komediowy, który w rezultacie jest... pojebany.
Christopher Lambert zgodził się zagrać w tym filmie pod warunkiem, że Sean Connery także powróci. Jako, że nie ma rzeczy niemożliwych, scenarzyści jakoś postać Ramireza wskrzesili i gdzieś tam w ten bajzel upchnęli. I widać jak wymuszone to jest, bo Ramirez nie robi absolutnie nic użytecznego. Baa, poświęca się przy pierwszej okazji robiąc jedną z najbardziej kuriozalnych rzeczy w historii kina.
Jak już zauważyliście, ja w swojej recenzji odnoszę się do wersji reżyserskiej, która jest całkowicie przemontowana i dłuższa o jakieś pół godziny. Podczas prac nad kinówką, Mulcahy został od projektu całkowicie odsunięty. Dopiero jakiś czas potem starał się ten film ratować, czego efektem jest "Renegade Cut".
Nie ma co się truć, ten film to katastrofa i... cholernie ten koszmarek lubię. Baa, uwielbiam go.
Tak! Powiedziałem to! I nie żartuję!
To moje absolutne Guilty Pleasure. Zanim jednak ktoś wyda na mnie wyrok śmierci usprawiedliwię się.
Tak! Powiedziałem to! I nie żartuję!
To moje absolutne Guilty Pleasure. Zanim jednak ktoś wyda na mnie wyrok śmierci usprawiedliwię się.
"Nieśmiertelnego II" obejrzałem po raz pierwszy mając te 13-14 lat i wtedy zrobił na mnie piorunujące wrażenie, wywołując przy tym uczucie ogromnej nostalgii. Po latach pozostał mi do niego spory sentyment. Ma w sobie taki "powiew" klimatu różnych B-klasowych filmów science-fiction z lat 80tych.
Pierwszy "Nieśmiertelny" to prawdziwa perła i Mulcahy jednak robił co mógł by dwójkę ratować. Od strony technicznej film jest zrobiony naprawdę świetnie. Scenografie są olbrzymie, strona wizualna to takie pseudo-noir. Reżyser bawi się oświetleniem i cieniami co sprawia, że klimat jest niesamowity.
Nieśmiertelni walczący w jakiejś dystopijnej metropolii przyszłości to pomysł, który całkiem mi się podoba. Do tego dochodzą przyzwoite sceny akcji.
Lambert i Connery mają ewidentną radochę ze spotkania się po raz kolejny. Michael Ironside jako Katana też jest odpowiednio przerysowany, kiczowaty i, nawet jeśli ma być tylko podróbką Kurgana, zdobył moją sympatię.
Zabrakło tylko scenariusza. Jednego, bo z tego co wiem to wersji było kilka, a potem mieli wybrać któryś z kilku wariantów. Innymi słowy - jeden wielki burdel. No ale czego się spodziewaliście, skoro pierwszy film nie pozostawił miejsca na jakąkolwiek kontynuację?
Tak, to film potwornie zły i nikomu go nie polecam. Ma kilka rzeczy zrobionych dobrze, ma jakieś tam szczątki epickości pierwszego filmu, ale poziom kiczu jest zdecydowanie zbyt wysoki, absurdy mnożą się, a założenia pierwszego filmu idą całkowicie do kosza.
Oglądałam ten film wiele lat temu i szczerze mówiąc, po tym jak pierwszą część widziałam kilka razy, całkowicie się zniechęciłam do Nieśmiertelnego. Jak dla mnie mogli w ogóle nie kręcić tego filmu. Tylko psuje dobre wrażenie jakie zostawia po sobie pierwsza część.
OdpowiedzUsuńksiazkowy-swiat-niki.blogspot.com
Ja szczerze mówiąc nie polecam żadnego z sequeli Nieśmiertelnego. Próbowałem też przekonać się do serialu, ale sposób w jaki w latach 90ych prowadzono fabuły seriali jest dla mnie nie do przełknięcia.
OdpowiedzUsuń