niedziela, 3 maja 2015

Grobowiec Mumii (1942) reż. Harold Young

Tak, kolejny post. Wynika to z tego, że kiedyś, dawno temu, robiłem retrospektywę wszystkich horrorów z Kolekcji Universala. Były to względnie krótkie recenzje i pomyślałem, że fajnie by było powrzucać je na bloga... w związku z czym jednego dnia może się pojawić kilka postów naraz. Mam je gotowe, wystarczy zrobić kopiuj-wklej. To tak gwoli wyjaśnienia

Kharis powraca! Nawet jeśli to za cholerę nie ma sensu. Kiedy pierwszy film wplatał wątki komediowe, tak ta część została już rozegrana całkowicie na serio. Z całej tej B-klasowej serii o Mumii jest to jedna z moich ulubionych części, a dokładniej mówiąc druga w kolejności.

Zacznijmy od zabawnej sprawy. Pierwsze 10 minut tego filmu to retrospekcja ostatnich scen z poprzedniego filmu. Możecie pomyśleć, że to pewnie krótki montaż różnych scen. Otóż nie. Mamy pokazaną całą końcówkę "Ręki Mumii" bez praktycznie żadnych wyciętych fragmentów. Dość sztuczne wydłużenie seansu i leniwe, trzeba przyznać.

Kolejny Egipski kapłan, wraz z Kharisem ruszają do Ameryki by zatłuc podstarzałych bohaterów poprzedniego filmu i zabrać ciało księżniczki z powrotem do Egiptu. Oryginalnością to dzieło nie grzeszy.
Niemniej jednak lubię ten film za kilka rzeczy.
Po pierwsze, jest klimatyczny. Niecodziennie to widok oglądać egipska mumię snującą się po ulicach amerykańskiego miasteczka, ale sceny kręcone nocą wyglądają świetnie. Widzimy na ekranie całe mnóstwo cieni padających przy świetle księżyca, co od razu dodaje obrazowi mroku.

W rolę Kharisa wciela się Lon Chaney i tak pozostanie już do samego końca. Swoja drogą, Chaney nienawidził bycia mumią.
W rolę egipskiego kapłana wciela się tym razem Turhan Bey i przyznam, że lubię go w tej roli. Jest odpowiednio tajemniczy i złowrogi, ale to bardziej zasługa samego Beya. Dobry aktor zawsze tchnie odrobinę "duszy" do roli, która sama w sobie nawet nie pretenduje do bycia czymkolwiek ambitnym.

Trupów w filmie pada dość sporo, jest to lekki, przyjemny, campowy horrorek, jakich się nawet teraz produkuje dużo. Dziś mamy całą masę morderców psychopatów, a kiedyś była sobie mumia.

Końcówka natomiast to praktycznie zrzyna z "Frankensteina". Ludzie z miasta zapędzają Kharisa do wielkiego domu, który palą. Tak samo jak wieśniacy we "Frankensteinie" zapędzili Potwora do wielkiego młyna.
Podsumowując, jest to trochę lepsze od "Ręki...", ale wciąż pozostaje tanią sztampą z całkiem niezłym klimatem i aktorami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz