sobota, 16 maja 2015

Shivers (1975) reż. David Cronenberg

Davidowi Cronenbergowi poświęciłem już na blogu całkiem dużo uwagi. Mimo iż od tego chciałem zacząć, tak celowo odkładałem zrecenzowanie jego pierwszego pełnometrażowego filmu na później. "Shivers" to film... oryginalny.

W kompleksie apartamentowym dochodzi do tajemniczego morderstwa. Naukowiec zabija swoją współlokatorkę i za pomocą kwasu wypada jej organy wewnętrzne. Okazuje się, że pracował on nad pasożytem, który miał być wykorzystywany przy przeszczepach. Stworki rozpanoszyły się jednak po całym budynku i zmieniają ludzi w szaleńców, których jedynym celem jest... em, uprawianie seksu.

Jak na swój pierwszy pełnometrażowy film, Cronenberg wali z grubej rury. Powiedzcie sami, czy znacie film, który może pochwalić się TAKĄ fabułą?
Reżyser przy okazji swojego filmu czerpie jednak garściami inspiracje z pracy George'a Romero i chyba nawet się z tym nie krył, bo występuje tutaj Lynn Lowry. Wykorzystuje tutaj atmosferę osaczenia znana z "Nocy Żywych Trupów", oraz epidemię zbliżoną do tej, którą widzieliśmy w "Szaleńcach".

Film wygląda dość amatorsko. Widać czasami błędy w montażu dźwięku i obrazu, ale te wszystkie niedoskonałości czynią całość jeszcze bardziej groteskową. Krytycy swego czasu nazwali ten film zbieraniną odrażających scen i w gruncie rzeczy mieli rację. Mimo to film chyba zdobył sporą popularność.

Nie jest to jednak film, w którym można się doszukiwać drugiego dna. Sam scenariusz też posiada kilka dziur i naiwnych momentów. To undergroundowy film klasy B, który ogląda się tylko po to, by dziwnie się po nim czuć.... i sprawdza się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz