środa, 29 lipca 2015

Dziecko Rosemary (1968) reż. Roman Polański

Jestem pełen podziwu dla Romana Polańskiego. Jego horrory powinny być biblią dla każdego współczesnego twórcy tego gatunku.
"Dziecko Rosemary" to klasyk, ale wydaje mi się, że nie mówi się o nim tak głośno jak o "Egzorcyście", czy "Omenie", a szkoda bo jest on na równi z dwoma wymienionymi w kategorii horroru satanistycznego.

Rosemary Woodhouse wraz z mężem Guyem wprowadzają się do starej kamienicy, owianej złą sławą. Pewnego dnia jedna z sąsiadek popełnia samobójstwo. Nie jest to jednak koniec dziwnych zdarzeń. Sąsiadka Minnie Castevet daje Rosemary deser, po którym ma szalony sen o byciu gwałconym przez Szatana.
Kobieta faktycznie zachodzi w ciążę, lecz mąż szybko ją uspokaja, mówiąc, że odbył z nią stosunek, gdy ta spała. Para starała się o dziecko tak, czy siak. Ekscentryczny sąsiedzi zaczynają stawać się coraz bardziej uciążliwi, a wokół Woodhouse'ów zaczynają dziać się coraz dziwniejsze rzeczy.

Jak widać na załączonym obrazku nie jestem dobry w streszczaniu filmów. Szczerze, nigdy tego nie lubiłem. Ale do rzeczy...
Na starcie filmu wita nas kołysanka skomponowana przez Krzysztofa Komedę. Jak cała ścieżka dźwiękowa jest mroczna, niepokojąca i psychodeliczna. jednak nie klimat jest największym atutem całości. Stanowi on jeden z wielu elementów, które wspólnie czynią "Dziecko Rosemary" tak silnym obrazem.

Mia Farrow i John Cassavetes sprawiają, że ich postacie są z krwi i kości. To samo można powiedzieć też o całej reszcie, ale ta dwójka zasługuje na szczególne uznanie. Scenariusz, aktorzy i reżyseria współgrają ze sobą perfekcyjnie. Namolni sąsiedzi są namolni, ale nie są w żadnym razie przerysowani.
Za tym idzie kolejny element, czyli realizm filmu, przerywany jedynie przez surrealistyczny sen głównej bohaterki, a trzeba przyznać, że jest on przesycony groteską, erotyką i mrokiem.

Polański mimo iż przemyca wątek satanistyczny, zakrywa go przez budowany delikatnie wątek paranoi i przez dłuższy czas bawi się z oczekiwaniami widza, zbijając go z tropu. Już raz pokazał, że psychika bohaterów to coś, czym lubi straszyć nas najbardziej.

Najbardziej jednak powala mnie subtelność tego dzieła. Przez 2/3 czasu trwania film prawie w żadnym calu horroru nie przypomina. Obserwujemy małżeństwo zmagające się z namolnymi sąsiadami, kobietę zmagającą się z ciążą, a w tle jedynie przemykają mroczne i tajemnicze zdarzenia. Wszystko to wybucha, gdy paranoja Rosemary staje się widoczna gołym okiem i niemal do ostatnich minut jesteśmy trzymani w niepewności.

Romek wie jak oddziaływać na widza, to pewne. "Dziecko Rosemary" to film, który nie straszy od razu. On powoli pochłania Cię, wbija w Twoją psychikę i piorunuje gdy nadchodzi odpowiedni moment. Właśnie tak powinno się to robić.
Takich filmów już się nie robi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz