Betty jest młodą śpiewaczką operową. Diva opery ulega wypadkowi i ta musi ją zastąpić... oczywiście nie ma w tym nic przypadkowego. Rezultat jest taki, że dziewczyna zdobywa sławę, a psychopata zaczyna mordować wszystkich na jej oczach zmuszając ją do patrzenia.
Aktorstwo to takie mocne 6,5/10. Nic szczególnego. Urbano Barberini zalicza solidną kreację, natomiast Cristina Marsillach w roli głównej bywa mało przekonująca. Miejscami irytuje jej nienaturalny akcent.

Fabuła jest intrygująca i potrafi zarzucić subtelnie pewnymi groteskowymi pomysłami. Reżyser wykorzystuje motywy z "Upiora w operze" (niewiele co prawda, ale jednak) co też dodaje filmowi smaku i, choć dzieje się on we współczesności, to przywodził mi często na myśl klasykę Universala i Hammera.
Nie mogło zabraknąć też kolorowego oświetlenia, choć generowane jest ono przez scenografię. Mam tu na myśli, że będzie się świecić neon za oknem, w kącie czerwona lampka - tego typu rzeczy.
Nie mogło zabraknąć też solidnej dawki gore, choć jedna drastyczna scena dzieje się akurat poza kadrem.
Tym razem za muzykę odpowiedzialny był tylko Claudio Simonetti i skomponował on jeden z bardziej klimatycznych i pięknych soundtracków w historii kina grozy. Do tego doszła kolejna dawka rockowych piosenek, tym razem ciut lepiej dopasowanych niż w "Phenomenie". Może nie jest idealnie, ale i tak lepiej.
'Opera" to naprawdę porządny film. To kolejne giallo mistrza, lecz wyróżnia się na tle reszty i ma swojego niepowtarzalnego ducha. Tej pracy kamery nie zapomnicie na długi, długi czas.
Jest to też ostatni dobry film Dario. Od tego momentu jego filmografia to będzie równia pochyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz