środa, 4 lutego 2015

Grobowiec Ligei (1964) reż. Roger Corman

Na zakończenie Cormanowskiej serii przyszło olbrzymie rozczarowanie.
Poznajemy Vedena Fella, który pochował swoją żonę - Ligeię. Mężczyzna twierdzi jednak, że Ligeia nie umarła i wróci do niego. Pewnego dnia spotyka on kobietę bliźniaczo do niej podobną i jakiś czas później żeni się z nią. Po tym wydarzeniu zaczynają dziać się dziwne rzeczy.

Na wstępie duże brawa dla Vincenta Price'a. Wiem, to powtarzalne, ale jego postać Verdena sprawiła, że zbierałem szczękę z podłogi. I znowu - bliżej mu do Rodericka Ushera z opowiadania niż jego filmowemu odpowiednikowi.
Reszta aktorów, jak Elizabeth Shepherd w roli Roweny/Ligei, czy John Westbrook spisują się bardzo dobrze.

Jest to pierwszy film serii, gdzie sceny były kręcone na "świeżym powietrzu". I niektóre zdjęcia wyglądają naprawdę pięknie. Jednak, odniosłem wrażenie, że wyssało to nieco klimat i mrok poprzedników, którego tu i tak było niewiele. Rezydencja Verdena, choć szara i pokryta obowiązkowymi pajęczynami, nie prezentuje się tak dobrze, jak lokację w poprzednich filmach. Ciągle ma się wrażenie, że gdzieś ten mrok uleciał.

Scenariusz korzysta tutaj z ogranych już chwytów, z elementów które mieliśmy okazję widzieć w poprzednich filmach. Mamy koszmary senne, sama fabuła sprawia wrażenie, że "to już gdzieś było", i mamy obowiązkowy pożar na koniec. Z jednej strony, może to było celowe, jako taka klamra spinająca serię, ale z drugiej - pozbawia film poczucia świeżości.
Poznajemy Verdena i jest on ciekawą postacią, mamy wątek romansowy, który również bardzo mi się podobał. Wpadło kilka klimatycznych scen, jak ta z hipnozą. Ale później film zwalnia całkowicie wyrzucając na powierzchnię męczącą i nieciekawą intrygę, której finał jest jeszcze większym rozczarowaniem, według mnie. Ostatnie 20 minut to typowe "demaskowanie oszusta", które niemal w ogóle nie ciekawi.

To jeden ze słabszych filmów serii, a jako zamknięcie zawodzi jeszcze bardziej. Zabrakło atmosfery poprzedników i czegoś, co uczyniłoby ten film niepowtarzalnym. Corman przez tyle filmów zaskakiwał rozmaitymi rozwiązaniami, byle tylko widz nie czuł znudzenia, czy powtarzalności.  "Grobowiec Ligei" niestety jest powtarzalny i mało klimatyczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz