wtorek, 10 lutego 2015

Uśpieni (2014) reż. John Pogue

Na "Uśpionych" trafiłem na jednym z maratonów filmów grozy. Dużo złego o tym filmie słyszałem, nawet moja znajoma odradzała mi ten film. Tak więc, nie miałem wobec niego żadnych oczekiwań. Zobaczywszy nazwę wytwórni Hammer w napisach początkowych zrobiłem się pełen nadziei. W latach 50-70 kręcili niesamowite gotyckie horrory, a i po wznowieniu działalności kilka lat temu wciąż wydawali całkiem niezłe filmy.

Film opowiada o profesorze, który z grupka studentów usiłuje dowieść iż wszelkie zjawiska paranormalne są spowodowane tylko i wyłącznie przez psychokinezę. W tym celu badają oni pewna dziewczynę ze szpitala psychiatrycznego.
Zapewne myślicie sobie, że to jedna z najgłupszych fabuł jakie mogą powstać, i tak, macie rację... ale do tego jeszcze dojdziemy.

Gdy zobaczyłem, że akcja filmu dzieje się w latach 70tych, poczułem się jak w domu. Kostiumy, gotyckie, brudne, poniszczone zamczysko (może nie do końca, ale blisko), archetyp szalonego naukowca. Miodzio. A to jeszcze nie było wszystko. Jest dużo wstawek kiedy to główny bohater kameruje wszystko co się dzieje i te kadry wyglądają ... cóż, staro.  Jasne, takie dokumentalizowanie filmu jest już sztampą, ale zrobiony z tym coś ciekawego.

Relacje między postaciami, w pewnym stopniu są ciekawe. Większość z nich opiera się według mnie na jakiś frustracjach. Jasne jest odrzucanym dzieckiem i robi wszystko by zadowolić naszego szalonego doktorka. Jest jeszcze ta blondynka, która stara się zwrócić na siebie uwagę... ale to jest wyjątkowo irytująca postać w tym filmie. Reszta jest w gruncie rzeczy bezbarwna. Aktorzy radzą sobie całkiem nieźle, za wyjątkiem Olivii Cooke, ale to już nie jej wina. Kazano jej grać pozbawione emocji, irytujące emo.

Choć mamy fajne zarysy tych relacji to scenariusz nic z tym tak w gruncie rzeczy nie robi. Od tak rzuca tym tu czy tam i nic z tego nie wynika.
W dodatku film nadużywa straszaków. Nie dość, że są głośne jak jasna cholera i kamera przy tym musi się miotać jak cholera, to jeszcze irytujące, bo wyskakują w chwilach, gdy widz usiłuje skupić się na tym co się dzieje.

Film można winić za wiele rzeczy, jednak dla mnie ma on wartość sentymentalną, bo jest taką szaloną B-klasą w stylu lat 70-tych. "Legend of HellHouse", "Curse of Crimson Altair", adaptacje Lovecrafta z lat 60-70 były głupawymi filmami pełnymi nawiedzonych domów, okultyzmu i pseudonaukowego bełkotu i... "Uśpieni" oddają duch tych filmów w sposób perfekcyjny. Zarówno te dobre rzeczy, jak i te totalnie beznadziejne. 
Przez cały czas czuć, że to jest B i tym samym nie brałem filmu 100% na serio. Film skrywa też całkiem ciekawą tajemnicę, która też kupiła mnie całkowicie, a i końcówka według mnie jest całkiem creepy. Mam tu na myśli to co stało się z głównym bohaterem.

To film, który spodoba się jedynie fanom gatunku. Jeśli ktoś lubi olschoolowe, wariackie B z lat 70-tych, to poczuje się jak w niebie, bo mamy tu praktycznie wszystko. Specyfika horrorów z tamtego okresu polega na tym, że wiele z nich było po prostu absurdalnych i kiczowatych, a co za tym idzie, szybko się postarzały.

Może to ja trochę przesadzam. Może po prostu byłem już tak spragniony czegoś zrobionego w starym stylu, że łyknąłem to co mi się nawinęło, ale to i tak krok w dobrym kierunku i mam nadzieję na więcej takich filmów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz