poniedziałek, 2 lutego 2015

Maska Czerwonego Moru (1964) reż. Roger Corman



"Jeśli bóg miłości i życia kiedykolwiek istniał,  to od dawna już nie żyje. Ktoś... Coś... rządzi na jego miejscu."


Powoli zbliżamy się do końca Cormanowskiego cyklu adaptacji E. A. Poe. Tym razem Corman wziął na warsztat już właściwe opowiadanie autora.
Demoniczny Książe Prospero, w obawie przed szalejącą zarazą, gromadzi w swoim zamku wszystkich swoich przyjaciół, gdzie bawią się dziko i rozpustnie. Sam Prospero jest wyznawcą Szatana i porywa z jednej z wiosek młodą dziewczynę.
Mamy tu co prawda jeszcze wątki z "Żabiego skoczka", ale wybaczcie, nigdy przedtem o tym opowiadaniu nawet nie słyszałem. Nadrobię kiedyś na pewno...

To co różni ten film od pozostałych, to fakt, że nie jest to tak naprawdę kino grozy. Opowiadanie też nie wyglądało mi na horror. To bardziej jak dramat historyczny z motywem fantasy w tle.
Pod względem treści film wyłamuje się z ram kina klasy B i staje się najjaśniejszym punktem całej serii. "Maska..." to skarbnica niegłupich i dających do myślenia kwestii. Podoba mi się podejście tego filmu do tematu Boga, nieba, piekła i Śmierci.
To w ogóle dobrze napisany film. Prospero jest zły do szpiku kości, ale ma pewne racje w tym co mówi. Zgromadzeni w jego zamku szlachcice to bezwstydni rozpustnicy, którzy z każdą kolejną sceną prezentują się coraz to żałośniej. Jak bardzo kontrastuje to z niewinną Francescą, którą Prospero zabrał z jednej z wiosek.
Sama relacja między dziewczyną a księciem jest interesująca. To nie ona próbuje odciągnąć go od satanizmu. To on coraz to dogłębniej pokazuje jej swoje wierzenia.

Odchodzimy narazie od gotyckiej szarości i kurzu. Zamek księcia Prospero jest kolorowy, pełen przepychu - po prostu piękny.
Z obsady - Vincent Price wciela się w rolę Prospero, i oczywiście kradnie film dla siebie. Reszta obsady również spisała się na medal. Hazel Court, Patrick Magee, Jane Asher - wszyscy byli rewelacyjni.

Ciężko mi powiedzieć coś więcej o tym filmie. Mógłbym równie dobrze wypisać wszystkie elementy tego filmu i spiąć klamrą "rewelacja". To nie wygląda jak tani horrorek. To kawał dobrego, niegłupiego kina i jedna z najlepszych części serii.

1 komentarz:

  1. Maska czerwonego moru to obok Zagłady domu Usherów mój ulubiony Cormanowski Poe. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń