piątek, 27 lutego 2015

Mucha (1958) reż. Kurt Neumann

Wiele osób na pewno zna historię naukowca, który wynajduje urządzenie do teleportacji i przez przypadek krzyżuje się z muchą. Każdy od razu pomyśli o dziele Davida Cronenberga, ale nie każdy wie, że kiedyś inna "Mucha" straszyła uczęszczających do kin. Podobnie, jak później remake, był to odważny i szokujący film, ale teraz niestety ostro się postarzał.

Zaczynamy od tajemniczego morderstwa. I to z impetem, bo pani Delambre miażdży głowę swojego męża prasą hydrauliczną. Tworzy się tu wątek kryminalny, w którym to będziemy dociekać jak do owej sceny doszło. A dociekać tego będzie sam Vincent Price.

Jak na koniec lat 50-tych film jest naprawdę ciężki. Z perspektywy współczesnego widza już nie aż tak, ale wówczas był to odważny, a nawet i szokujący obraz. Samo miejsce wspomnianemu przeze mnie zbrodni, nawet teraz wygląda ponuro.
Jesteśmy stopniowo wprowadzani w głąb tajemnicy i film całkiem pomysłowo buduje suspens. Nasz naukowiec niemal do samego końca ukrywa opłakane skutki swojego eksperymentu. Niestety finał, który kiedyś był pewnie piorunujący, dziś pozostaje bez iskry z powodu swojego archaizmu. Wciąż jednak warto zwrócić na niego uwagę.

David Hedison jako nasz główny bohater naprawdę budzi sympatię, będąc bardzo pozytywną i wyrazistą postacią, by później zamienić się w całkowicie tragiczną. O Vinniem Pricie chyba nie muszę nawet się wypowiadać, zwłaszcza, że jest on tutaj na drugim planie... no i bo to cholerny Vincent Price, potrzeba jakiegokolwiek komentarza?
Ból sprawiała mi jednak Patricia Owens, w roli Helen Delambre, chociaż sam nie wiem ile w tym jej winy, a ile wina scenariusza, który każe jej grać wkurzającą i głupią babę. Działało mi na nerwy jej ciągłe gadanie jak boi się postępu i całe to pieprzenie o zabawie w Boga. A najgorsze jest to, że Andre pod koniec zaczyna twierdzić podobnie. Jaki naukowiec po nieudanym eksperymencie nazwałby swoją pracę zabawą w Boga? Nieważne co by to było, żaden.

Drobiazgiem, który mnie trochę irytował jest to, jak owa maszyna do teleportacji działa. Facet krzyżuje się z muchą podczas wspólnej teleportacji, ale zrobienie tego samego z kotem i miską jednocześnie nie ma żadnych negatywnych konsekwencji.

"Mucha" to klasyk, który dobrze się ogląda, mimo iż postarzał się nie najlepiej. Mamy zawiły, ale wciągający scenariusz, ciekawie budowany suspens, dobrych aktorów i ładną oprawę wizualną.

2 komentarze:

  1. Słyszałam o tym, ale nigdy nie miałam okazji oglądnąć, choć może to zrobię kiedy już mi przypomniałeś :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten film faktycznie się zestarzał i ogląda się go jedynie jako "relikt tamtych czasów". Mi się podobał, ale nie puściłbym go żadnemu znajomemu, który nie ma poważnej fiksacji na punkcie starych filmów.

    OdpowiedzUsuń