piątek, 6 lutego 2015

The Raven (1935) reż. Lew Landers

Kończąc Trylogię Lugosiego Universal stwierdziło, że walić to. Nie ma sensu tworzyć filmu, który udaje adaptację Mistrza Poe. Zamiast tego  lepiej rzucić szeregiem nawiązań do pisarza i na tym oprzeć fabułę. Tak oto zrodził się "The Raven", który nie jest adaptacją sławnego wiersza, a bardziej hołdem.

Opowiada on historię doktora Vollina, w tej roli Bela Lugosi, którego pasją jest twórczość E.A.Poe i odtwarzanie opisywanych przez niego narzędzi tortur, w tym między innymi studni i wahadła. Wspomniany przeze mnie wiersz, oczywiście także się tu pojawia. Bela ponownie tworzy żelazną kreację niestabilnego umysłu, którego jedyną żądzą jest torturowanie ludzie.

Cała historia, ponownie jak "The Black Cat" stawia duży nacisk na mroczną atmosferę i aspekty psychologiczne, aby na końcu dać upust szaleństwu. Finał to trzymająca w napięciu jazda bez trzymanki, kiedy to Lugosiemu naprawdę już odwala. Dużo czasu poświęcam temu aktorowi, bo to tak naprawdę on i jego postać są trzonem całego filmu.  To też jest naprawdę pięknym ukłonem w stronę twórczości Poego, bo to zazwyczaj szaleństwo głównego bohatera i gęsta atmosfera były sercem historii.

Pojawia się tu też Boris Karloff, w roli uciekającego przed policją zbira. Przychodzi on do Vollina, by ten zoperował mu twarz. Cały ten wątek jest lekko przerysowany i pasuje jak ulał do reszty. Charakteryzacja Karloffa w tym filmie jednak to szczyt lenistwa.

Ciężko mi napisać cokolwiek więcej o tym filmie. Podobnie jak przy "The Black Cat" to trzeba samemu zobaczyć i doświadczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz