niedziela, 1 lutego 2015

Niewidzialny Człowiek (1933) reż. James Whale

Po sukcesie "Frankensteina" Whale poszedł za ciosem i wydał na świat kolejne klasyczne monstrum. Wypromował również kolejną gwiazdę czarno-białego kina - Claude'a Rainsa.
Ten pan raczy nas niezwykłym popisem aktorstwa i szaleńczego śmiechu. Nasz Niewidzialny Człowiek z początku jest tajemniczy, aby chwilę potem zamienić się w szaleńca chcącego przejąć władzę nad światem. W dodatku, wszystko co robi sprawia mu niesamowitą frajdę. To postać, która pokazuje co to znaczy siarczysty czarny humor. Sama postać Jacka Griffina idealnie opisuje cały film.

Whale wciąż emanuje mrokiem ekspresjonizmu, dorzucając do tego wspomniany czarny humor. Problem jednak polega na tym, że czasem nie wie kiedy przestać. W rezultacie widzimy śpiewającego Griffina w skradzionych spodniach, który straszy przypadkową dziewczynę, czy też mamy Unę O'Connor, którą każdy miałby ochotę po chwili zarąbać siekierą. Nie rozumiem, czemu Whale pakuje ją do swoich filmów. To babsko, razem ze swoim skrzeczącym głosem doprowadziło mnie do szału. Jedyna jej rola w tym filmie to robienie głupich min i darcie japy.
Efekty specjalne są w porządku. Wtedy to było coś rewolucyjnego, ale efekt niewidzialności głównego bohatera tutaj nie wygląda wcale tak dobrze mimo wszystko. Następne filmy robią to o wiele lepiej (lub gorzej).


Oglądając "Niewidzialnego Człowieka" i mając świadomość, że James Whale jest reżyserem pomyśleć można jedynie, że to był właściwy człowiek na właściwym miejscu. Zaczynając od rewolucyjnych efektów specjalnych, film prezentuje aktorstwo na poziomie i klimat nie do podrobienia. Jasne, wypada tutaj pewien efekt zaskoczenia związany z Jackiem Griffinem, ale to historii nie ujmuje. Ta trzyma naprawdę w napięciu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz