czwartek, 26 marca 2015

Duch Frankensteina (1942) reż. Erle C. Kenton

Nadszedł czas na mój ulubiony film z całego klasycznego cyklu o Frankensteinie. Jest to jako tako ostatnia część cyklu, opowiadająca tylko o potworze Frankensteina. Później są już same crossovery. Jest to też pierwszy B-klasowy film w serii.

Z obsady poprzedniej części powraca jedynie Bela Lugosi, w roli Ygora. Jest on nieco mniej breepy niż był w "Synie...", zabrano mu jego sztuczne zęby, by aktor mógł mówić nieco wyraźniej.
Zgodnie z tym co napisałem w recenzji "Wilkołaka", monstrum tutaj jest grane przez Lona Chaneya Jra, który radzi sobie całkiem dobrze. Wygląda trochę zabawnie, czuć, że to zupełnie inny aktor, ale sprawdza się. Poza tym Monstrum Chaneya nie warczy, jak to miał w zwyczaju robić Karloff.

Fabuła opiera się na tym, że Ygor zabiera potwora do Ludwiga (granego przez Cedricka Hardwicek'a brata Wolfa z poprzedniej części), by ten uczynił go silniejszym... lub coś takiego. Nie jest to tak do końca wyjaśnione. Generalnie fabuła ma kilka dziur fabularnych, kilka głupich momentów, jak na przykład ten, w którym Ludwigowi objawia się duch jego ojca... co może i jest związane z tytułem, ale wciąż głupie.
Nie rozumiem też do końca tego, skąd Ygor zna Ludwiga. Wie, gdzie on mieszka, a gdy dochodzi do spotkania to poznaja się. To jest dziwne w cholerę, ale równie dobrze można to wyjaśnić tym, że w latach 40stych nikt się ciągłością fabularną tak bardzo nie przejmował.

"Duch Frankensteina" nie jest najlepszym filmem, ale bez wątpienia jest zabawny jak cholera. Nie jestem w stanie powiedziećjak przyjemnie się tą głupotkę oglądało. Jest leciutka, dobrze zagrana, nie nudzi (bo trwa tylko godzinę), ma świetna ścieżkę dźwiękową Hansa J. Saltera i klimatyczne, piękne zdjęcia. Obsada to też nie byle kto.

Była to tania produkcja, ale solidna. Można ją obejrzeć i dobrze się bawić. To lekkie i przyjemne B w pięknym opakowaniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz