sobota, 28 marca 2015

...I sprawiedliwość dla wszystkich (1979) reż.

Temida to grecka bogini sprawiedliwości. Często pojawia się na salach sądowych z zawiązanymi oczami. "... I sprawiedliwość dla wszystkich" opowiada historię Arthura Kirklanda, który jest młodym, pełnym praworządności prawnikiem. Niestety, sądownictwo wbrew pozorom jest zupełnie inne...
Fabuły w całości streszczać nie będę, bo każdy z wątków omówię w swoim czasie.

Film mocno krytykuje system sądownictwa, w sposób przesadzony, rozbuchany i nieco komediowy. Mimo to dzieło wcale do zabawnych nie należy. Przeciwnie, przypomina huśtawkę nastrojów. Sceny dramatyczne przeplatają się na zmianę ze scenami o zabarwieniu komediowy, a wszystko to zaprawione lekkim przerysowaniem.
W rezultacie dostajemy przesadzoną scenę śmiechu w jednej z toalet, rozprawę, w której oskarżony po kryjomu zjada dowody i tak dalej.

Przejrzyjmy teraz po kolei wszystkich bohaterów i związane z nimi wątki w filmie.
Arthur to prawnik o nieprzetrąconym kręgosłupie moralnym, traktujący swoją pracę jako służbę dla społeczeństwa. Całkowicie kontrastuje on ze wszystkimi i niejednokrotnie jego system wartości będzie wystawiany na próbę.
Sędzie Fleming to zimny, kurczowo trzymający się procedur sadysta, który wysyła niewinnego człowieka na lata więzienia, tylko dlatego, bo dowody niewinności pojawiły się trzy dni po terminie. Niejednokrotnie jego wyroki zależą też od jego nastroju.
Sędzie Rayford, choć sympatyczny to ma obsesję na punkcie samobójstwa, a swoje drugie śniadanie je za oknem swojego gabinetu na czwartym piętrze. I ktoś taki decyduje o przyszłości ludzi.
Jay Porter wybrania człowieka oskarżonego za zabójstwo, a zaraz potem słyszy, że jego klient znów zabił. Wszystko kończy się dla niego załamaniem.
Warren Fresnell miał zastąpić Arthura w sprawie kradzieży i olewa sprawę, twierdząc, że jest zbyt rutynowa.
Prokurator Frank Bowers zamierza wykorzystać oskarżenie sędziego Fleminga, żeby samemu się wybić.
W skrócie, gmach sądu to jeden wielki dom wariatów, ale film Jewisona jest o wiele bardziej uniwersalny. To wszystko można odnieść do, co najmniej jednej instytucji państwowej. Zawsze znajdzie się ktoś kto wykorzysta procedury by zniszczyć szarego obywatela, lub by nie musieć nic robić.

O kreacji Ala Pacino i w ogóle, kogokolwiek nie będę się rozwodzić, bo wszyscy spisali się bezbłędnie. To się nazywa dobra reżyseria.

"...I sprawiedliwość dla wszystkich" to mozaika wątków i scen, obnażających wymiar sprawiedliwości, a podsumowaniem tego wszystkiego jest finałowa przemowa Kirklanda, którą wygłasza ze łzami w oczach. Prawdziwy proces rozgrywa się w jego myślach, o to czy sprawiedliwość faktycznie jest dla wszystkich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz