wtorek, 3 marca 2015

Tylko kochankowie przeżyją (2013) reż. Jim Jarmusch

Kiedy dowiedziałem się, że ten film wchodzi do kin, miałem wobec niego olbrzymie oczekiwania. Wówczas miał on niełatwe zadanie wydostania horroru wampirycznego z dna mulastego jakim był "Zmierzch". Miałem oczekiwania, ale i obawy i gdy dane mi zostało ujrzeć efekt końcowy, moich zachwytów nie było końca.

Film rozpoczyna trochę przydługa sekwencja z wirującą kamerą. Zdecydowanie za długa, bo
mnie doprowadziła do lekkiego bólu głowy. Początek filmu ogólnie trochę mnie zniechęcił.
Montaż pierwszej sceny był dość dezorientujący.

Adam jest unikającym rozgłosu i słonecznego światła undergroundowym muzykiem. Mieszka w odludnej części Detroit, kolekcjonuje gitary, słucha winyli i tworzy elektroniczną muzykę. Melancholijną samotność rozjaśnia długo oczekiwany przyjazd jego ukochanej, Ewy. Razem jeżdżą nocami po wyludnionym Detroit w hipnotycznym rytmie muzyki, celebrując każdą spędzaną razem chwilę. Jednak spokojne życie zakochanej pary zostanie wystawione na próbę, kiedy niezapowiedzianie dołączy do nich nieobliczalna i wygłodniała siostra Ewy - Ava.

"Tylko kochankowie przeżyją" podoba mi się głównie przez to jak klasyczny jest. Zdjęcia i, kakofoniczna wręcz muzyka tworzą melancholijny i oniryczny klimat, czyli wszystko co było najlepsze w "Zagadce nieśmiertelności", czy remake'u "Nosferatu". Podobnie jak w tych filmach, tempo jest wolne, tak by widz mógł całkowicie zanurzyć się w tej specyficznej atmosferze.
Jakby się nad tym zastanowić, nie mamy tu też zbyt wiele fabuły. Przez większość czasu nie zmierza ona do niczego konkretnego. Mamy parę wampirów i ich życie w przedstawionym tak, a nie inaczej świecie. I tyle.

Mocnym atutem filmu są aktorzy. Tom Hiddleston, jak na brytyjskiego aktora przystało, wampirem był niesamowitym. Po tym filmie mógłby śmiało startować do robi Draculi. Choć byłem do niej sceptycznie nastawiony to Mia Wasikowska spisała się najlepiej ze
wszystkich. Zagrała wampirzycę tak jak trzeba. Była prowokująca, uwodzicielska i buntownicza. Krótko mówiąc doskonała.
Krótki występ Johna Hurta również był świetny. W końcu to John Hurt.

Postacie są złożone i interesujące. Romans wypada naturalnie, jest subtelny, bez niepotrzebnego przesłodzenia, za to pełen nostalgii. Z przyjemnością słuchałem wspominków Adama i Ewy i sposobu w jaki mówią o destruktywnej działalności człowieka. Głównie wokół tego cały film się kręci i mocno nasz zanieczyszczony, pełen "zombie" świat krytykuje.

Ale to tylko jedna strona medalu. Z drugiej strony ciekawie podchodzi do naszych bohaterów, którzy to unikają w zasadzie polowań. Tak, w tym filmie wampiry nikogo nie gryzą. Twierdzą, że polowania są zbyt niecywilizowane, i że nie będą pić zatrutej krwi. To czyni z nich trochę hipokrytów, bo z jednej strony z uwielbieniem odnoszą się do umierajacej natury, z drugiej zaś strony w swoim wywyższeniu nieporadnie starają się tłumić swoje podstawowe instynkty, zachowując się przy tym jak "zombie" którymi tak gardzą.

Choć jest to uzasadnione, to jednak brakowało mi scen polowań i ugryzień. Można powiedzieć że to nic ważnego ale z drugiej strony mamy małą ikoniczna już scenkę. Lecąc samolotem Eva widzi jak jeden z pasażerów zacina się w palec i na widok krwi czuje głód. Jest to scena która pojawiła się nawet w niemym „Nosferatu” F.M. Munraua.
Po co wampirom kły skoro nie robią z nich użytku?

"Tylko kochankowie przeżyją" było moim filmowym cudem, na który czekałem od dawna. Nie jest to druga "Zagadka Nieśmiertelności", ale jest blisko. Przedstawia krwiopijców w klasyczny, a zarazem świeży i interesujący sposób. Nie jest to oczywiście film dla każdego, z uwagi na jego specyfikę. Jeśli tak samo jak ja uwielbiacie wampiry, lub po prostu lubicie
ciężkie klimaty to możecie śmiało oglądać. Pamiętajcie jednak, że jest to jeden z tych filmów w którym horror jest na drugim czy na trzecim miejscu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz