sobota, 21 marca 2015

Za co kocham włoskie kino grozy

Większości ludzi Włochy kojarzą się z makaronem, igrzyskami, Rzymem i tak dalej. Mi kojarzą się z zombie, flakami, groteskowymi mordami i litrami krwi, przedstawianymi sposób piękny jak z obrazka.
Zaręczam, że nie jestem psychopatą. Zapewne istnieje niewielki procent ludzkości, który zna włoskie kino grozy z lat 70-80. A szkoda, bo zapewniają one często doznania porównywalne do wiercenia człowiekowi dziur w głowie. Są to najbardziej pokręcone, absurdalne, brutalne i obrzydliwe filmy, jakie będziecie mieli... okazję zobaczyć.

Skoro o wierceniu dziur mowa...
Swoją przygodę z włoskim horrorem zacząłem od Dario Argentego i przez niego poznałem takich twórców jak Lucio Fulci, Lamberto Bava i Michele Soavi, ale i takich panów jak Luigi Cozzi i Bruno Mattei. Nawet zacząłem słuchać utworów grupy Goblin.

Przyjrzyjmy się najpierw fabułom. Te z reguły są proste i stanowią jedynie pretekst do rzucenia w widza ochłapami gnijącego mięsa. Czasami w bardzo dosłowny sposób. Scenariusze nigdy nie są tak naprawdę mocną stroną tychże filmów. Zwroty akcji bywają naiwne, naciągane lub, po prostu głupie. Czasem jednak reżyser celowo rzuca nas w bezsensowną fabułę i stylizuje swój film na senny koszmar. A to oznacza, że wydarzyć się może absolutnie wszystko, co czyni całość kompletnie nieprzewidywalną. Trylogia Bram Piekieł Lucio Fulciego i "Inferno" Argentego oddają ten koncept w sposób idealny.
Oprócz takich pokręconych filmów mamy jeszcze gialla. Giallo to kryminał, w którym ściga się mordercę, najlepiej psychopatę, który zabija swoje ofiary w wyszukane i pełne brutalności sposoby. Może nie jest to najlepsza definicja, ale o to mniej więcej chodzi. To właśnie Argento ma na swoim koncie najbardziej kultowe filmy tego nurtu, a nawet wplatał jego element do swoich zwykłych horrorów. Charakterystycznym stały się "ręce mordercy", kiedy obserwujemy zdarzenia perspektywy mordercy właśnie i jedyne co możemy wówczas zobaczyć to jego dłonie, najlepiej w rękawiczkach.

Tego wszystkiego nie byłoby jednak, gdyby nie Mario Bava. To on przetarł szlaki dla wielu innych twórców. To on wynalazł giallo, tym samym dając początek slasherowym kliszom kręcąc "A bay of blood", czyli prekursor slashera, z którego czerpały garściami chociażby "Piatki 13go". To on jako pierwszy zastosował stylistykę sennego koszmaru w swoich horrorach korzystając z kolorowego oświetlenia. Argento poszedł później w jego ślady.
Obaj panowie byli w stanie sprawić, że najbrutalniejszy mord wyglądał pięknie i artystycznie.

Włosi jednak mają brzydki zwyczaj bogacenia się na sukcesach innych filmów. Gdy wychodził jakiś wielki amerykański klasyk, pojawiał się jakiś chciwy, pozbawiony talentu reżyser i robił nieoficjalny sequel. Tak powstał "Alien 2 - Sulla Terra", Bruno Mattei nakręcił "sequele" do "Terminatora" i "Szczęk", plagiatując przy okazji inne kultowe filmy. Jedynym takim sequelem, który faktycznie był dobry, był "Zombi 2" Lucio Fulciego, czyli nieoficjalny sequel do "Świtu żywych trupów" George'a Romero. Otóż, producentem "Świtu..." był właśnie Argento, który wydał film we Włoszech pod tytułem "Zombi". Nieoficjalna kontynuacja była też na tyle dużym hitem, że sama stała się podstawą innej serii horrorów.
Luki w scenariuszu, włoscy reżyserzy starali się ukrywać pod mroczną i oniryczną atmosferą. Pomagało im w tym wspomniane kolorowe oświetlenie, scenografie tak piękne, że mogłyby znaleźć się w baśni i finezyjne zdjęcia, czasem autorstwa samych reżyserów. Włosi są mistrzami kamery. Bava, czy Argento fotografowali swoje filmy sami.
Moim faworytem w tej kategorii jest jednak "Dellamorte Dellamore" Michele'a Soaviego.

Niemal każdy włoski horror zostawił mnie z niesamowitym soundtrackiem. Fabio Frizzi, Carlo Savina, Ennio Morricone, Claudio Simonetti, czy wspomniani przeze mnie Goblinsi to utalentowani i kreatywni muzycy, których dzieła bronią się nawet jako odrębna całość. Takich perełek nie uświadczymy we współczesnych horrorach... a szkoda, bo nawet jeśli film będzie kompletnie do niczego pozostaje cieszyć się soundtrackiem.
Wiele razy to właśnie soundtrack ukierunkowywał mnie i skłaniał do oglądania niektórych filmów.
Włoskie horrory nie miały nigdy dużego budżetu, a co za tym idzie i aktorzy nie byli nigdy bardzo utalentowani. Pojawiali się oczywiście tacy, którzy wzbudzali sympatię widzów, ale na jakieś oscarowe kreacje nie było co liczyć.

Na koniec pozostawiłem gore i brutalność. Tego jest we włoszczyźnie mnóstwo. Wyrywanie flaków, ćwiartowanie, patroszenie, powolne okaleczanie... i twórcy nie szczędzą nam widoków z bliska. To pokaz chorej wyobraźni, ale także talentu osób odpowiadających za efekty specjalne. Wszystkie efekty są praktyczne i mimo swojego archaizmu bronią się do dziś. Jeśli spojrzycie na nie z perspektywy tego jak dużo pracy trzeba było w to włożyć, jak małymi środkami dysponowali, to myślę, że docenicie je tak samo jak ja.

Włoskie kino grozy trzeba czuć. Jest wyjątkowo specyficzne i może odstraszać bardziej normalnych widzów. Bywa źle zagrane, bywa tandetne, ale i pokazuje, że nie mając zbyt wiele kasy, też można nakręcić porządny horror.
Jeżeli lubicie makabrę, lub szukacie czegoś, co ostro wypierze wam mózg, to to jest właściwy adres.

Na koniec pozwolę sobie wymienić twórców, których filmografie warto prześledzić.
- Mario Bava - To ojciec całego nurtu, człowiek, którego praca zainspirowała wielu wielkich reżyserów, choćby Martina Scorsese i Mela Gibsona. Jego filmy wydaja mi się najbardziej przystępne na początek, bowiem nie są specjalnie krwawe, za to posiadają piękną oprawę audiowizualną.
- Dario Argento - Swoją karierę poświęcił kryminałom giallo i takowych posiada najwięcej. Jego filmy są baśniowe, ale nie szczędzą widoku krwi i posiadają czasem naprawdę pokręcone fabuły.
- Lucio Fulci - odpuszczał sobie wszelki artyzm i często skłaniał się w stronę kina exploitation, stawiając na naturalizm, bród i nagość. To między innymi jego twórczość była inspiracją dla Quentina Tarantino. Jego filmy nie są technicznymi majstersztykami, ale wielokrotnie wykładają niesamowicie dziwne fabuły pełne odrażających, szokujących scen.
- Lamberto Bava - Syn Mario Bavy, którego osobiście kojarzę z dwóch części "Demonów" i choćby na te dwa filmy warto zwrócić uwagę.
- Michele Soavi - Podopieczny Dario Argentego. Jego przygoda z horrorem nie trwała długo, jednak spod jego ręki wyszły, w moim odczuciu, najlepiej wyglądające włoskie horrory z "Dellamorte Dellamore" na czele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz