*SPOILERY!!!!*
Temat tego wpisu jest dość kontrowersyjny. Jak widzicie po tytule, nie lubię serii "Piątek 13-go". Nie dałem rady się do tych filmów przekonać, mimo licznych starań. I chyba problem polega na tym, że są to filmy dla widza o niskich wymaganiach - psychol, nabijanie bodycountu przez usuwanie kolejnych szablonowych bohaterów i odrobina golizny. Nic poza tym. Jedynymi slasherami, które lubię są Halloween i "Koszmar z ulicy wiązów", ale nie przez wyżej wymienione, ale przez ich unikalną atmosferę i podejście do tematu. "Piątki..." oryginalnością nie grzeszą.Właściwie to pierwsza odsłona powstała na fali popularności filmu Carpentera, zapożyczając sobie całą masę z innych filmów. Morderstwa z perspektywy sprawcy to coś, co można zobaczyć w każdym włoskim giallo, natomiast wątek babki, która słyszy w swojej głowie głos "Kill, Kill!" był już w hammerowskim "Frankenstein stworzył kobietę".
To jednak nic bo ja zwyczajnie klimatu tego filmu nie poczułem. Do tego stopnia, że było to dla mnie oglądanie długich scen z bandą nudnych obozowiczów, przerywanych przez kilka mordów mniej lub bardziej pomysłowych. W rezultacie wynudziłem się strasznie.
Potem przyszedł sequel, który według opinii filmwebowiczów miał być lepszy. Pomyślałem, że zaufam i być może teraz się coś rozkręci. Co otrzymaliśmy? Pretty much, powtórkę z pierwszej odsłony. Schemat dokładnie ten sam, zmienia się tylko to, że mordercą jest Jason. Złamało mi to serce, jednak starałem się trwać przy serii dalej i dać jej szansę mnie zaskoczyć.
Trzecia odsłona miała już nieco lepszy klimat. Pomogły ujęcia w widescreenie, pomogła muzyka, można było odczuć całkiem fajną brudną atmosferę. Jason przybrał swoją ikoniczną maskę hokejową, a ja byłem pełen nadziei, że może tym razem będę dobrze się bawić. Klimat był... była też cała masa głupot, przez co część trzecia wydała mi się jeszcze gorsza od dwóch poprzednich. Kartonowi bohaterowie zamienili się w upośledzonych debili straszących siebie nawzajem, co czyniło całość jeszcze bardziej irytującą.
Nie poddawałem się. Przyszła pora na "The Final Chapter" (tytuł oczywiście kłamie) gdzie było odrobinę lepiej.
Piąta odsłona, została wyklęta przez wszystkich bo nie zawierała w sobie Jasona (oh what a twist!). Nie rozumiem jednak czemu, gdyż swoim poziomem nic a nic nie odstępowała reszty. Jasne był ten wielki TWIST, ale... muszę przyznać, że miał bohaterów którzy mnie choć troszkę, troszkę obchodzili. To już coś.
Część szósta, uznawana przez wszystkich za najlepszą miała świetny początek... i tyle mogę o tym powiedzieć, gdyż szybko wracamy do rutyny.
I to jest mój największy zarzut. Każdy z tych filmów ma to szalone, zabawne intro zwiastujące coś w ramach pastiszu... lub zabawy rodem z Evil Dead... Jason z filmu na film zmienia się w cholerne zombie, a oni zamiast zrobić coś zabawnego, bawić się konwencją, którą mają, wolą wałkować jedno i to samo do porzygu. "Piątki..." praktycznie stoją w miejscu od pierwszej części, bo mimo czasem niezłych pomysłów, wszystko sprowadzają do tego samego.
Gdy przychodzi New Line Cinema, seria zaczyna pikować na jeszcze większe dno. W części siódmej Jason walczy z taką jakby Carrie, która rzuca w niego telewizorem... a w ósemce zwanej "Jason zdobywa Manhattan" mamy tylko 15 minut akcji na właściwym Manhattanie... reszta dzieje się na łodzi, która do owego miasta płynie.
W ramach "Jason idzie do piekła" twórcy puścili wodze fantazji i dali nam tak przesadzoną i kuriozalną paradę główna, że to jest wręcz surrealistyczne. Oczywiście sztampa wylewa się litrami i też serwowana jest z tą samą powagą co zawsze. To parada zrzynek, wziętych z dupy motywów i tragicznych efektów specjalnych. Na doczepkę - zapowiedź "Freddy vs Jason"
Jest jeszcze "Jason X", w którym to nasz zombiak ląduje w kosmosie. Film ma jedno z najgorszych CGI jakie widziałem, ale ma w sobie choć gram zabawy,zresztą na tym etapie byłem już kompletnie znieczulony na sztampę i absurdalność.
Seria ma wielu fanów, jest najdłuższą ze wszystkich slasherów... ale ja tego wszystkiego nie kupuję zupełnie. Brakuje mi w tych filmach klimatu i jakiegokolwiek ciekawego podejścia do tematu. Zwyczajnie nie moja bajka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz