Na koncie Lona Chaneya pojawiły się przeróżne role, aczkolwiek ma on spore doświadczenie w graniu nieszczęśliwych romantyków. Raz był nawet klaunem u Sjostroma. W "Laugh, Clown, Laugh" ponownie zakłada on swój make up i po raz kolejny kreuje on postać, której wbrew pozorom daleko od wesołości.
Dwóch klaunów Tito i Simon, podczas podróżowania po Włoszech, znajduje porzucone dziecko. Ową dziewczynkę przygarniają i nazywają Simonetta. Lata mijają, a z małej dziewczynki wyrasta piękna kobieta. Podstarzały już Tito zakochuje się w niej i tu zaczynają się jego problemy. Wie, że jego uczucie jest z góry skazane na porażkę, jest pewny, że młoda piękna kobieta nie zechce starego dziada, co skutkuje u niego niekontrolowanymi atakami płaczu.
Podczas wizyty u psychologa spotyka hrabiego Ravelli, młodzieńca, który ma podobną przypadłość - nie kontroluje swoich ataków śmiechu. Panowie wspólnymi siłami starają się sobie pomóc. Koniec końców, hrabia też zakochuje się w Simonetcie.
Mówi się, że najgłośniej śmieją się ci, którzy są najbardziej smutni. A klaun musi być uśmiechnięty zawsze... nawet jeśli serce mu się kraje.
Film Herberta Brenona to krótka historia, z wieloma charakterystycznymi dla romantyzmu cechami. Stanowi to jedynie dodatek, gdyż cała siła obrazu tkwi w zestawieniu kontrastów - stanu emocjonalnego z profesją bohatera, przypadłości dwóch mężczyzn, miłości starca do młodej kobiety.
Sam motyw płaczącego klauna i śmiejącego się hrabiego jest naprawdę pomysłowy. To wcale nie jest jakieś tanie romansidło. Ten film naprawdę potrafi wzruszyć, nawet po tylu latach.
Zasługa w tym nie tylko przepełnionej emocjami historii, ale i Chaneya, który przeżywa tragedię bohatera przed kamerą. Wzbudza sympatię widza od samego początku, idealnie oddaje pełne sprzeczności uczucia Tita i czyni swojego bohatera niezwykle wiarygodnym. Podobnie jak u Sjostroma, to tragiczna postać, a jego występy zaczynają wzbudzać u widza gorycz.
Loretta Young, druga najważniejsza aktorka filmu dotrzymała Chaneyowi kroku, jako Simonetta. To też sympatyczna bohaterka, wahająca sie między jednym a drugim mężczyzną.
Nils Asther jako hrabia Ravelli wypadł troszkę gorzej. Inni aktorzy zostawili go daleko w tyle. Może to wina scenariusza, ale zabrakło mu osobowości.
Podsumowując"Laugh, Clown, Laugh" jest cudne. Krótka, niezwykle poruszająca historia, ze wszystkim co można uwielbiać w romantyzmie. Dla fanów Chaneya, pozycja obowiązkowa. I może to banalne zakończenie, ale cóż innego mogę napisać. To trzeba zobaczyć samemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz