niedziela, 2 sierpnia 2015
Mroczny Rycerz Powstaje (2015) reż. Christopher Nolan
Gdy jakaś seria filmów ma mieć swój punkt kulminacyjny, oczekiwania zawsze są ogromne. Rezultatem jest coś, co ktoś nazwał "klątwą trzeciej części", kiedy to ostatnia część trylogii zawsze jest tą najsłabszą. Przykłady można by mnożyć - "Terminator 3", "Matrix: Rewolucje", "RoboCop 3", nawet "Powrót Jedi" pewnym osobom się nie podobał.
Na ostatnią odsłonę "Mrocznego Rycerza" wszyscy napalili się strasznie i z niecierpliwością czekali, aż Nolam zamknie swoją trylogię. Film ujrzał światło dzienne i publika od razu została podzielona.
Akcja dzieje się 8 lat po wydarzeniach z poprzedniej części. Bruce Wayne zamyka się w swojej posiadłości i nie utrzymuje kontaktów z nikim. Z letargu wyrywa go Bane, najemnik, który kiedyś należał do Ligi Cieni. Jego planem jest, oczywiście, zniszczenie Gotham.
I to w dużej mierze nie wygląda dobrze. Fabularnie film pełen jest dziur i absurdów, a ciekawie budowana intryga ustępuje miejsca efekciarstwu.
Sam Bane jest świetnym złoczyńcą. Jest kiczowaty, ale dzięki charyzmie Toma Hardy'ego wychodzi z tego coś cudownego. Uwielbiam jego głos, mimo iż często jego maska skutecznie uniemożliwia zrozumienie tego co mówi. Poza tym, Bane'owi udaje się naszego gacka stłuc na kwaśne jabłko. Szkoda tylko, że to wszystko zostaje zmarnowane przez bezsensowne motywacje. Chce on dokończyć misję Ra's al Ghula, bo porządek w Gotham został zaprowadzony poprzez kłamstwo. Może i tak, ale miasto wychodziło na prostą, nie widzieliśmy by działo się źle, więc... cały ten plan nie ma kompletnie żadnego sensu.
Są jeszcze inne głupoty, jak na przykład zasięg kanałów, w których Bane się ukrywa. Sięgają one pod samą zbrojownię Wayne'a. Wygodnie. Albo zabetonowane w całym mieście ładunki wybuchowe. Jestem cholernie ciekaw, jak Bane zabetonowa ładunki pod trawnikiem cholernego stadionu.
Odnośnie tego więzienia pod ziemią, nie powiem nic bo mi ono zwyczajnie nie przeszkadzało.
Ok, scenariusz w dużej mierze leży, ale to nie znaczy, że nie angażuje. Finałowa konfrontacja, walka w mieście itd, przy tym wszystkim miałem ciarki na plecach i nie mogłem się oderwać od ekranu ani na minutę. Napięcie po prostu sięga zenitu.
Klimat jest zupełnie inny. "Mroczny Rycerz Powstaje" jest mroczny, ale w inny sposób niż dwa poprzednie filmy. Jest o wiele bardziej komiksowy i wyrzuca do kosza realistyczną stylistykę. Zależnie jak na to się spojrzy, może to być dobre, lub złe.
Strój Batmana w końcu wygląda tak jak powinien, a sam Bale nie charczy już tak często jak w poprzednich filmach. O wiele ważniejszy w tej historii jest Bruce Wayne.
Najwięcej wątpliwości wzbudzała Anne Hathaway, która ostatecznie okazała się być lepsza niż każdy zakładał. No i też wygląda niczego sobie.
Podsumowując, "Mroczny Rycerz Powstaje" jest filmem nierównym. Konstrukcja fabuły, jej klimat, etc. jest zupełnie różny od swoich poprzedników. Minusem są dziury fabularne, które skutecznie podważają sens całości.
Poza tym, pewne rzeczy uległy poprawie, wątek psychicznego wykończenie Wayne'a został wyeksplowatowany do końca i miał swój przyzwoity finał.
Albo Nolan spoczął na laurach, albo chciał eksperymentować, albo po prostu nie wytrzymał presji. Tak, czy inaczej, jest za co ten film lubić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz