Mijają 4 lata od premiery "Draculi" i Todowi Browningowi wciąż mało nietoperków i postanawia nakręcić remake swojego sławnego niemego filmu. Czy mu się udaje?
W Czechosłowackiej wiosce dochodzi do zagadkowej śmierci. Na ciele Sir Karella Borotyna znalezione zostają ślady na szyi. Pobudza to wyobraźnię miejscowej ludności, która twierdzi, że Hrabia Mora wraz ze swoją córką wstają z amrtwych, wydostają się ze swojego zamku i piją krew żywych.
Śledztwo prowadzi inspektor Neumann, który ani myśli wierzyć w przesądy, jednak wokół zaczynają dziać się kolejne dziwne zdarzenia. Na miejsce przybywa profesor Zelin, który będzie naszym miejscowym van Helsingiem.
Mimo wielu zmian rys fabularny "Znaku wampira" nie odbiega znacznie od swojego protoplasty - "Londynu po północy".
Jest to o tyle nietypowy w dorobku Browninga film, gdyż charakteryzuje go wyjątkowa lekkość. To godzinna mieszanka kryminału i horroru zaprawiona delikatnie komedią. Wieśniacy bezustanni drżą wspominając legendy o krwiopijcach, a mieszczuchy ciągle im nie wierzą, aż stają z wampirem twarzą w twarz.
Odkrywanie całej tajemnicy jest nad wyraz przyjemne i wciągające, a finał może wywołać u wielu osób mindfuck.
W materii obsady nastąpiła pewna ironia. W "Londynie po północy" Lon Chaney wcielał się zarówno w postać wampira, jak i detektywa. W "Znaku..." wampirem jest Bela Lugosi, który po śmierci Chaneya zgarnął rolę Draculi. Detektywa natomiast zagrał Lionel Barrymoore, który stał się główną twarzą filmów Browninga po śmierci człowieka tysiąca twarzy.
Film ma na swoim koncie dwa poważne przewinienia.
Pierwszym jest kopiowanie całych scen z "Draculi" i nie tylko. Barrymoore jest jak Van Sloan, tylko bez twardego akcentu, pewne scenografie są bliźniaczo podobne, a Lugosi nosi identyczny outfit co w "Draculi". Trochę pozbawia to "Znak..." osobowości i unikalności. Są jeszcze wieśniacy i służba służąca za przerywnik komediowy. Gdzieś to już widzieliśmy...
Drugim jest nierówne aktorstwo. Lugosi nie odzywa się przez cały film, a młodsza część obsady jest drętwa do bólu. Z pomocą przychodzą jednak Lionel Atwill, wspomniany Barrymoore, Jean Hersholt i kilku innych.
"Znak Wampira" może nie jest tak efektowny jak "Dracula", ale pozostaje ciekawszą pozycją w dorobku Browninga, choćby przez jego lekkość i rozrywkowy charakter. Poza tym, to namiastka tego jaki mógł być "Londyn po północy".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz