Zacząłem o tej serii mówić dawno temu i co miesiąc miała pojawiać się recenzja jednej z odsłon... tak miało być w teorii. W praktyce... cóż.
Ale wracamy. Mija kolejne kilka lat nim Coscarelli wydaje na świat kolejną część swojej pojebanej serii i tym razem film wywołał mieszane uczucia pośród fanów.
Zaczynamy tam, gdzie skończyła się część poprzednia. Reggie, Mike i Liz uciekają z płonącego domu pogrzebowego, kilka metrów dalej wita ich odrodzony TallMan i ich samochód się rozbija. Liz umiera, a Mike trafia do szpitala, gdzie ma wizję podróży w stronę światła i spotkania tam brata... a potem atakuje go wkurwiona pielęgniarka-zombie.
Właściwie to nie była byle wizja, gdyż Jody, brat Mike'a z pierwszej części faktycznie wraca i zmienia się w jedną z kulek.
Potem Mike zostaje porwany, a Reggie rusza mu na ratunek, przy okazji znajdując sobie ciekawych sprzymierzeńców w postaci byłej, czarnoskórej komandoski i dzieciaka, będącego bardziej morderczą wersją Kevina samego w domu.
"Phantasm III" daleko idzie z akcją i humorem... być może nawet za daleko. Akcja wylewa się z filmu już od samego początku i praktycznie cały czas coś się dzieje. Humor, zwłaszcza slapstick jest w porządku, jednak czuć, że Coscarelli się nieco z tym wszystkim zagalopował i pewne rzeczy wypadają zwyczajnie idiotycznie. Pomysł na małego dzieciaka, który zabija bandę oprychów rzucając do nich frisbee z doklejonymi żyletkami jest... kontrowersyjny, że tak to ujmę. Ale wszyscy bohaterowie są nieźle zagrani, sympatyczni i dobrze zarysowani, więc tu nie ma się do czego przyczepić.
Film jednak nie zepchnął klimatu na dalszy plan. "Trójka" pozostaje gdzieś w klimacie swojego poprzednika, z dorzuceniem gry kolorów i świetnych ujęć. Strona wizualna filmu, z tymi wszystkimi laserami i tak dalej, najzwyczajniej się sprawdza i też jest czymś nowym. No i dochodzi znów tajemnica, o co w tym wszystkim chodzi.
Efekty specjalne są nieco bogatsze niż w swoich poprzednikach, ewidentnie widać, że Coscarelli dysponował jeszcze większym budżetem, więc mógł sobie pozwolić na jeszcze więcej. Nawet wraca obsada z pierwszej części. Mike'a znów gra Michael Baldwin, a razem z nim do serii, już na dobre, powraca Bill Thornbury.
Mamy spory twist na koniec, nad którym trochę trzeba pogłówkować, żeby to miało sens... o ile to w ogóle może mieć sens, tak czy inaczej wszystko się wywraca do góry nogami i zostajemy z furtką na kolejny sequel.
Trzeci "Phantasm" lubię najmniej z całej serii, ale wciąż lubię. Pomimo zbyt dużej ilości komedii, nie stracił uroku poprzedników, wciąż serwuje nam kilka ciekawych, absurdalnych pomysłów i jako kino akcji sprawdza się bezbłędnie. Nie da się jednak ukryć, że jest to film mocno kontrowersyjny. Jedni uważają go nawet za lepszy od "dwójki", inni uważają, że to początek końca serii. Ja jestem gdzieś pośrodku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz