środa, 19 sierpnia 2015

Whip and the body (1963) reż. Mario Bava

Powiem szczerze, zmęczyły mnie na jakiś czas nieme filmy. W ramach przerwy zajmę się filmami Mario Bavy, zwłaszcza, że ten pan gościł u mnie stosunkowo rzadko.

Kurt Menliff powraca do rodzinnego domu. Swego czasu został wypędzony za uwiedzenie służącej tylko po to, by ją rzucić, co poskutkowało jej samobójstwem. Grany przez Christophera Lee jegomość nie należy do sympatycznych i już na samym starcie widzimy jaki z niego wyrachowany gad. Uwielbia on biczować młodą Nevenkę, która nawiasem mówiąc jest masochistką, zakochaną w nim na zabój.

Początkowo myślałem, że będzie to coś w duchu Poego, jednak dochodzi do morderstwa Kurta. Trochę szkoda Christophera Lee, który zaliczał tu świetną kreację. Mamy pogrzeb i nagle duch Kurta zaczyna nawiedzać Nevenkę i zapowiada zemstę, tym samym Krzysiu trochę powtarza swoją rolę z Draculi, tylko bez zębów i z kilkunastoma kwestiami więcej.

Tak więc człowiek wzdycha i myśli, że to kolejne ghost story... jednak nie. "Whip and the body" to całkiem ciekawa kombinacja sensualnych perwersji, tajemnicy, ghost story właśnie, a wszystko to w oprawie romantycznej gotyckiej baśni - czyli tego w czym Bava czuł się najlepiej.
Film subtelnie buduje suspens i przyciąga widza powolutku odkrywaną tajemnicą. Finał jest satysfakcjonujący i... w rzeczy samej jest to coś co wyszłoby spod ręki Mistrza Poe. Tak, czy owak nie ma tu żadnych dłużyzn,a jest to coś co u Bavy zdarza się dość często.

Klimat filmu jest zniewalający. Większość akcji dzieje się w nocy, gdy wszystko jest spowite mrokiem, a jedyne światło jakie pada na postacie i gotyckie wnętrza jest ciemno-niebieskie lub zgniło-zielone. Krótko mówiąc, jest cholernie mroczny.
A niektórych scenografii z tego filmu Bava użyje później w swoim "Black Sabbath".

Warto jest się z "Whip and the body" zapoznać bo to pełna cudownie mrocznego klimatu gotycka historia z rewelacyjnym aktorem na drugim planie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz