Charlie Croker jest zaprawionym złodziejem i właśnie skończył odsiadywać wyrok. W tym czasie jego przyjaciel zostaje zabity, a wdowa po nim oddaje mu plany rabunku chińskich sztabek złota, które mają przylecieć do Włoch. Nasz bohater jest owym planem tak oczarowany, że z miejsca szuka sobie pomocników. Tutaj znajduje azyl u ekscentrycznego Pana Bridge'a. Przygotowania idą jednak jak po gruzie, gdyż ludzie, z którymi Charlie musi pracować są strasznymi fajtłapami, a do tego włoska mafia stara się im pokrzyżować plany.
Od czego tu kurde zacząć...
"Włoska Robota" to kawał pięknej, obłędnej komedii. Nie jestem fanem tego gatunku, ale gdy jakaś stara perełka trafia mi się w ręce, zawsze jest to film wybitny. W tym przypadku nie jest inaczej.
Nasza ekipa to między innymi Benny Hill, w roli informatyka, który ma fioła na punkcie grubych bab, a patronem przedsięwzięcia jest dziwak będący psychofanem królowej Anglii. Pośrodku tego wszystkiego stoi, jak zawsze uroczy Michael Caine i nikogo nie dziwi, że ciągle opadają mu ręce.
Same przygotowania i ćwiczenia związane ze skokiem stulecia idą tak koszmarnie, że podczas finału siedziałem wryty w krzesło w oczekiwaniu kiedy coś się sypnie. Napięcie spotęgowane jest też przez to, że ci wszyscy bohaterowie są cholernie sympatyczni i widz nie chce, żeby coś poszło nie tak. Sama ucieczka przed policją to genialna zabawa w kotka i myszkę.
Do tego dochodzi kilka subtelnych żartów z angielskich stereotypów.
Film Petera Collinsona jest też jednym z najpiękniej nakręconych filmów w widescreenie jakie widziałem. Czego tu nie ma - więzienie, rezydencja, obowiązkowo zamglony cmentarz, kolorowe witraże, cienie żaluzji rodem z filmów noir - wszystko tak pięknie przedstawione, kolorowe i cholernie klimatyczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz