Zastanawialiście się czasem co się stało ze światem? Bo ja tak... często. I jest to czara goryczy, którą raz po raz przelewa każda kolejna kropla. Wczoraj na przykład znów usłyszałem o czymś co mnie wkurwiło do granic możliwości. Nie przypuszczałem, że film Pabsta tak idealnie wpasuje się w moje odczucia.
"Dziennik upadłej dziewczyny" opowiada o młodej Thymiane, której los jest wielkim ciągiem cierpień. Wszystko zaczyna się, gdy służąca w domu jej ojca popełnia samobójstwo. Jego samego uwodzi nowa pracownica, Meta, która jest wrogo nastawiona do Thymiane. Pewnego dnia dziewczyna zostaje odurzona i zgwałcona przez aptekarza Meinerta. Rodzi dziecko, lecz odmawia wyjścia za swojego oprawcę. Za namowami podłej macochy ojciec wysyła ją do zakładu poprawczego rządzonego przez sfrustrowaną przełożoną-sadystkę i wielkiego łysego dryblasa. Thymiane daje radę uciec z inną dziewczyną i z pomocą przyjaciela, Nicolasa Osdorffa, którego ojciec, hrabia, wydziedziczył. Cała trójka znajduje pracę w domu publicznym...
Jest to drugi film Pabsta, w którym wystąpiła Louise Brooks i wciela się ona w postać, będącą zupełnym przeciwieństwem Lulu z "Puszki Pandory". Pani pokazuje, że potrafi być nie tylko wyrachowaną uwodzicielką, ale też niewinną skrzywdzoną przez los dziewczyną, nie tracąc absolutnie nic ze swojego kunsztu aktorskiego. Od razu zdobywa sympatię widza, do tego stopnia, że cała historia jest jeszcze bardziej bolesna w odbiorze. Podobnie jak w "Puszce" to postać Louise jest wszystko oparte, podczas gdy całą reszta służy w dużej mierze jako tło.
Nie obyło się jednak bez solidnych kreacji. Franziska Kinz w roli Mety jest autentycznie zimna i okrutna i znienawidzicie ją całym sercem. Na uznanie zasługuje też Arnold Korff, który to w niezwykle subtelny i zarazem dosadny sposób zamyka cały film.
Pabst w swoim filmie pokazuje świat pełen okrucieństwa, materializmu i egoizmu, który ze wszystkich sił stara się wyprzeć i zniszczyć niewinność.
Ludzie, których na początku poznajemy jako przyzwoitych, szybko okazują się egoistami i hipokrytami bez żadnych zasad moralnych, czy jakiegokolwiek zrozumienia. Rodzina szybko odsyła sprzeciwiającą się małżeństwu Thymiane, co więcej odbierają jej dziecko. Trafia do poprawczaka, który prowadzony jest przez osoby nie edukujące, a czerpiące sadystyczną przyjemność z gnębienia swoich podopiecznych. Koniec końców niewinna dziewczyna trafia do domu publicznego, na który skazana jest reszta zagubionych dusz. To właśnie te wyrzutki są tutaj najmilszymi i najcieplejszymi postaciami, podczas gdy "przyzwoici" mieszczanie są najzwyczajniej zimni.
Mimo upływu niemalże wieku, społeczna krytyka Pabsta zdaje się jeszcze bardziej aktualna niż w czasie wejścia do kin. Obraz poza swoją formą nie postarzał się ani trochę, mistrzowsko grając na emocjach i będąc, najprościej to ujmując, prawdziwym.
"A little more love, and no-one would be lost in this world"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz