Nadszedł czas kontynuować historię Nibelungów w "Zemście Kryhmildy".
Po śmierci Siegfrieda, Kryhmilda domaga się wydania jej Hagena Tronje, jednak wszyscy Burgundczycy stoją za nim murem. Król odmawia wydania na śmierć tego kto był mu wierny przez tyle lat. W międzyczasie o rękę kobiety ubiegać się zaczyna sam Hun Attylla. Wyczuwają szanse na dokonanie zemsty, Kryhmilda przyjmuje oświadczyny, a jakiś czas później rodzi nowemu mężowi dziecko.
W czasie święta przesilenia letniego bracia kobiety przybywają w gościnę do zamku Attylli. Za sprawą podstępu dochodzi do bitwy...
Jeżeli chodzi o nieme filmy, to "Zemsta Kryhmildy" jest największym artystycznym osiągnięciem Langa. Jest o wiele bardziej wizualna od swojego poprzednika przedstawiając nam niesamowicie stylowe, ekspresjonistyczne scenografie i kostiumy. Rudolph Klein-Rogge jako Attylla wygląda obłędnie. Na początku go nie poznałem. Za wyglądem idzie też jego solidna gra aktorska.
Z kolei Margarete Schon, którą przy okazji poprzedniego filmu chwaliłem, tutaj grała z jedną i tą samą miną na twarzy. Rozumiem, że chciała pokazać zimno i okrucieństwo swojej postaci ale zrobiła to w najmniej subtelny sposób. Widzimy ją z tą samą kamienną twarzą przez cały czas, stojącą jak rzeźba, a jedynym jej ruchem jest mrużenie oczu, tylko po to by je wytrzeszczyć w ten przerysowany sposób. Mimo niezbyt trafionego aktorstwa, jej postać jest interesująca - przepełnia ją nienawiść i obsesyjna chęć zemsty.
Fabuła drugiej części "Nibelungów" również jest o wiele lepsza. Tym razem nie ma tu już żadnych elementów fantasy, z kolei wszystko opierało się o emocje i powodowane przez nie napięcie. Przez cały czas będziecie się zastanawiać kto tu najbardziej zawinił. Król Gunther, który chronił w imię honoru kogoś kto tego honoru zupełnie nie miał, Hagena zdrajcy, który nadużywał dobroci swojego króla, czy zaślepionej zemstą Kryhmildą, gotową zabić własnych braci.
Tempo akcji również jest znacznie szybsze. Napięcie nie opada ani na minutę i eksploduje podczas finałowej bitwy w zamku Attylli, swoją drogą zrealizowanej po mistrzowsku.
To, co mi się nie podobało to fakt, że w całym wątku zemsty całkowicie pominięto postać Brunhildy z poprzedniego filmu. Co się z nią stało? To ona była prowokatorem do zbrodni, czemu tutaj wszyscy się zachowują jakby nikt taki nie istniał?
Ci, którzy uważają "Metropolis" za największe osiagnięcie Langa powinni zobaczyć ten film. Posiada on tyle samo stylu i o wiele więcej dojrzałej, interesującej historii aniżeli opowieść z przyszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz