Allan, podróżnik przybywa w odwiedziny do domu Usherów, wezwany uprzednio przez swojego przyjaciela Rodericka. Roderick ma obsesję na punkcie malowania portretu swojej żony, z czym wiąże się dziwna choroba kobiety. Im obraz jest bliższy ukończenia, tym bardziej Madeleine słabnie. Obraz zostaje ukończony - kobieta umiera, a Roderick się załamuje.
Taa... zastanowicie się, gdzie u licha podziały się wątki z opowiadania. A no, Epstein chyba nie tyle planował adaptację, co w gruncie rzeczy hołd dla artysty, gdyż ilość odniesień do innych opowiadań Mistrza jest całe mnóstwo. Motyw obrazu z "Portretu owalnego", zasugerowana tu zostaje katalepsja, an jednym grobów widnieje imię Ligeia, a gdzieś po zamku łazi sobie czarny kocur.
Niezależnie jak na to spojrzeć, "Upadek domu Usherów" broni się jako film na własnych prawach.
Pierwszym atutem jest jego stylistyka łącząca w sobie mroki gotyku, elementy niemieckiego ekspresjonizmu i oniryczną, surrealistyczną atmosferę.
Sam dom łączy w sobie stylistykę dwóch pierwszych. Otaczające go martwe, zamglone bagna zostało perfekcyjnie sfotografowane - kadry przesiąknięte są pesymizmem.

Grający Rodericka, Jean Debucourt ma prawdziwe szaleństwo w oczach.
Epstein na długo przed Polańskim pokazał wszystkim, że najstraszniejsze rzeczy siedzą w naszej psychice. "Upadek domu Usherów" to bowiem film psychologiczny, obrazujący nam szaleństwo pogrążonego w lękach i obsesji człowieka. Może nie dobra adaptacja, ale interesujący hołd i stylowy film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz