poniedziałek, 31 sierpnia 2015

A jednak żyje (1974) reż. Larry Cohen

Filmografie Larry'ego Cohena znam w sposób pobieżny. Jako scenarzysta pracował przy masie naprawdę dobrych filmów. Jako reżyser głównie siedział w tandetnym, ekstremalnie kiczowatym kinie klasy B. W jego wesołej twórczości można wyłapać prawdziwe perełki, jak i niezdatne do oglądania, nudne koszmarki. Niezależnie od tego, facet zawsze raczy nas przedziwnymi pomysłami.

Moim pierwszym kontaktem był film "It's Alive" z 1974 roku, oraz jego kontynuacje.
Państwo Davis oczekują dziecka i nie mogą się doczekać przyjścia szkraba na świat. Podczas porodu okazuje się jednak, że maleństwo jest wściekłym mutantem. Zabija wszystkich lekarzy na sali i ucieka, a za nim uganiać się będą wszyscy policjanci w okolicy.

Przyznajcie się - każdy chciałby obejrzeć, choćby z ciekawości film o morderczym noworodku-mutancie. Jak głupie i campowe to może być? A no... prawie, że wcale. "It's Alive" nie jest tym czym może się wydawać. Horror jest tutaj na dalszym planie, pierwsze skrzypce gra bowiem dramat.
Rodzina traci dziecko w dość... niecodzienny sposób, co samo w sobie jest ciosem. W dodatku jest ono małym krwiożerczym potworkiem, plus jeszcze są prześladowani zarówno przez policję, dziennikarzy i lekarzy, którzy chcą dziecka do swoich eksperymentów. Trochę tego za dużo.
Wszystko to wypada, może nie idealnie, ale dość przekonująco, żeby chwycić widza miejscami za serce, za Johna Ryana i Sharon Farrell.
On traci pracę, stara się swoją rodzinę bronić przed wścibskimi, przechodzi przez wyparcie się dziecka, próbę zabicia go i w końcu akceptację. Ona znerwicowana traci zmysły.

Film ma swoje momenty, ale nie ustrzegł się typowych dla kina klasy B bolączek. Tempo akcji jest bardzo powolne i jeśli szukacie jakiegoś solidnego horroru to zły adres.
Montaż miejscami siada, krew bywa zbyt czerwona, a charakteryzacja wygląda mało przekonująco. To, co widzimy zwyczajnie nie wygląda w większości jak śmiertelne rany.

Na plus warto zaliczyć całkiem fajny wygląd dzieciaczka i klimatyczną muzykę Herrmana. Nie jest to jakiś bardzo dobry film, ale z przymrożeniem oka ciekawy, klimatyczny i trochę smutny. Ja nie żałuję, chociaż nie wiem czy mógłbym go z czystym sumieniem polecić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz